JAK KOI FILUŚ ZOSTAŁ AERONAUTA
W długie jesienne wieczory schodzili się sąsiedzi do zagrody Wojciecha Lasoty we wsi Grodzisk pod Warszawą i opowiadali sobie rozmaite ciekawe historie. A działo się to bardzo dawno temu, kiedy na świecie nie było jeszcze ani radia, ani telewizji. Opowiadali więc sobie ludzie, co słyszeli od tych, którzy sami byli świadkami różnych dziwnych wydarzeń. Mówili na przykład o tym, że w dalekiej Francji latają „banie powietrzne”. Wznoszą się tak wysoko w niebo, że dojrzeć ich nie można.
- Jak to wznoszą się w niebo? Same? Jak ptaki? — dopytywał się mały Wałek, ciekawy tego, o czym rozmawiają starsi.
— Nie przeszkadzaj! — niecierpliwił się ojciec, bo sam tego nie widział i nie umiał chłopcu wytłumaczyć, dlaczego jakaś „bania” może unieść się w powietrze.
Waluś odpędzony od stołu wyciągnął ze swej poduszki piórko i dmuchnął. Piórko poleciało w górę. Długo krążyło nad kuchnią, przy której stała mama i gotowała wieczerzę, później poszybowało nad głowami rozmawiających. Któryś z nich machnął ręką jakby chciał opędzić się od natrętnej muchy. Piórko zawirowało i znów uniosło się wysoko — A gdyby tak wszystkie pióra z pierzyny pokleić w jedną wielką banię — głośno zamarzył Waluś — i tysiąc silnych chłopów dmuchałoby od dołu... Nie dokończył zawstydzony, bo starsi przerwali rozmowę, a ojciec surowo spojrzał na chłopca.
...W kilka tygodni później, a było to już na przedwiośniu, Waluś zdyszany przybiegł do ojca z niezwykłą wiadomością:
— Na łąkę za wodą coś z nieba zleciało!
— Co zleciało?
— Anie wiem. Szedłem koło lasu i jak coś nie huknie, jak nie dmuchnie, tylko krzaki i drzewa zaszumiały...
Ojciec nie dowierzał chłopcu, ale sam ciekawy dał się synowi poprowadzić na łąkę, o tej porze roku jeszcze zalaną wodą. Rzeczywiście, tuż pod lasem leżał jakby zwierz jakiś obdarty z sierści, przystrojony kolorowymi wstążkami. Wałek rzucił kijem. „Zwierz” ani drgnął.
— Mówisz, Wałek, że z góry leciał?
— Na własne oczy widziałem: z góry! I to nie z drzewa, ale z bardzo wysoka. Może to czort jakiś?
— E, nie gadaj głupstw — ofuknął go ojciec i podniósł w górę wielki pęcherz-nie pęcherz z kolorowymi tasiemkami.
— Tu jest coś napisane — wykrzyknął Wałek i wskazał przypiętą do pęcherza kartkę. Cóż z tego, skoro ani ojciec, ani syn nie umieli czytać. Wzięli więc „zwierzaczka” i udali się do księdza Bernardyna, który mieszkał w Grodzisku. Ten przeczytał kartkę i powiedział:
— Napisane jest tu, iż każdy, kto banię znajdzie i odniesie na dwór królewski do Warszawy, dostanie sowitą nagrodę.
Ucieszył się ojciec postanowił, że nazajutrz razem z Wałkiem pojadą do Warszawy, do króla Stanisława Augusta.
Nie spodziewali się, że ich sam Najjaśniejszy Pan przyjmie. A przyjął. Ojcu wręczył obiecaną nagrodę, a Walka zapytał:
— A ty co chciałbyś dostać?
— Ja..., ja... — zająkał się Waluś i z wrażenia kurczowo uchwycił się za spodnie ojca. — Ja chciałbym banię powietrzną zobaczyć... Ale taką, co sama w niebo wzlatuje!
Uśmiechnął się król i polecił służbie, by chłopca zaprowadzono do nadwornego chemika. Pan Okraszewski, tak się ten chemik nazywał, pokazał Walusiowi swoją pracownię i obiecał, że na następną próbę puszczania balonu na pewno go zaprosi. Opowiedział jeszcze, jak to jest możliwe, że sama bania unosi się w górę. Otóż napełnia się ją ogrzanym powietrzem, które jest lżejsze od zimnego, i wtedy jak piórko lekko szybuje wysoko.
- Jest pan chyba najmądrzejszym człowiekiem, bo wynalazł pan banię powietrzną — zachwycił się głośno Waluś.
— To nie ja, chłopcze, ją wynalazłem — powiedział z uśmiechem nadworny chemik, — lecz dwaj Francuzi, bracia Montgolfier, którzy pierwsi zbudowali i wypuścili w górę balon napełniony ogrzanym powietrzem. Takie próby robią u nas, w Polsce, także inni uczeni w Warszawie i w Krakowie.
Niewiele zrozumiał Waluś z tego, co widział i słyszał w Warszawie. Ale zapamiętał jedno doświadczenie, które zaraz po przy-jeżdzie do domu chciał wykonać. Trochę mąki rozrobił tak dokład-dnie, że powstał lepki klajster. Z gazety, którą ojciec przywiózł z Warszawy dla księdza Bernardyna, skleił sporą torbę (oj, dostało się później Wałkowi za tę szkodę!). Gdy klajster wysechł. Wałek rozpalił na podwórku nieduże ognisko i trzymał torbę nad płomieniem, ale tak, by papier się nie zapalił. Torba nadęła się niczym bania; wtedy ją puścił. Poszybowała w górę na kilka metrów.
„Doświadczenia” Walka nie spodobały się ojcu. Torbę spalił w ognisku, a ogień zgasił wodą i zabronił synowi dalszych prób.
— Jeszcze dom i zabudowań a podpalisz swoimi baniami! Żebyś mi więcej tego nie robił!
— Pan Okraszewski mówił... — Wałek nie mógł powstrzymać łez.
— Jak pan Okraszewski zaprosi cię do Warszawy, to z nim będziesz robił doświadczenia. Samemu nie wolno!
Cóż było robić? Pochlipując cicho poszedł Wałek do izby, zaszył się w kąt i mimo ie w ten wieczór do domu Lasotów przyszło więcej niż zwykle sąsiadów, nie słuchał ojcowskich opowiadań o przyjęciu u króla, ani nie podzielał radości rodziców z otrzymanej nagrody. Marzył tylko o tym, że któregoś dnia zajedzie pod dom powóz królewski i zawie-
zie go do pana Okraszewskiego.
Mijały dni, tygodnie i miesiące. Waluś już prawie zapomniał o swych marzeniach, gdy nagle do domu Lasotów we wsi Grodzisk przybył królewski posłaniec. Dziwne było życzenie pana Okraszewskiego. Otóż prosił on, by Waluś przywiózł ze sobą kota.
— A na co mu kot? — zdziwił się ojciec.
— Będzie aeronautą — odpowiedział posłaniec. I wyjaśnił, że teraz poleci w górę balon z koszem, w którym kot odbędzie podróż powietrzną. We Francji w takim koszu wzniósł się w górę człowiek; nazwano go właśnie aeronautą.
Pojechał więc Waluś do Warszawy ze swoim ulubionym kotkiem Filusiem. Stamtąd zabrał go pan Okraszewski swoim powozem do Puław.
W Puławach Towarzystwo Balonowe urządzało właśnie dla zabawy dworu Czartoryskich pokaz wzlotu bani powietrznej, która w specjalnie zrobionym koszu, doczepionym do balonu, miała unieść w górę kota.
Piękne to było widowisko. Przed pałacem zasiadł król ze swoją świtą. Na placu zebrało się też mnóstwo gości zaproszonych na tę okazję z całej okolicy. Rozdzwoniły się wszystkie dzwony. Płomienie rozpalonego wcześniej ogniska wzbijały się w niebo. Kilku mocnych chłopów przytrzymywało grube liny, do których był przywiązany nadęty balon. Pod wielką czaszą kołysał się umocowany od spodu wiklinowy kosz.
Pan Okraszewski podszedł do Walusia. Chłopcu zakręciły się łzy w oczach, gdy rozstawał się ze swym ulubieńcem. Ale szybko przełknął łzy, rozpierała go bowiem duma z tego, że to jego kotek zostanie pierwszym polskim aeronautą...
Rozległ się szmer zebranych. Tłum zafalował. Waluś ze strachu zamknął oczy. Gdy je otworzył, balon z Filusiem szybował już wysoko nad głowami zgromadzonych, nad pałacem, ponad drze-wami.Tłum głośno wiwatował. Nawet sam król nagrodził to niecodzienne widowisko rzęsistymi oklaskami
Wtem balon jak gdyby stanął, przez chwilę zawisł w powietrzu, nagle zmalał... i zaczął najpierw wolno, a potem coraz szybciej opadać na ziemię. Zrobiło się zamieszanie.
Chłopiec pobiegł na książęce ogrody, w tym ogólnym rozgardiaszu nie zauważony przez nikogo. Zamarł, gdy z niedalekiej odległości doszedł go jakiś łomot: to bania uderzyła w wysokie drzewo i pękła. Walus błyskawicznie znalazł się na miejscu wypadku.
Sflaczała powłoka balonu, bezkształtna niczym „zwierz”, którego znaleźli z ojcem na łące pod lasem, zwisała z gałęzi. A Filuś?
Kotka nigdzie nie można było znaleźć. Z pewnością nie spodobała mu się taka niezwykła podróż i uciekł, gdzie pieprz rośnie, w obawie, aby go znowu nie zrobiono aeronautą.
B. W.
Co to jest? (Odpowiedzi szukaj wewnątrz numeru).
Zmontuj całość i dodaj albo ujmij plasteliny tak, żeby listewka była w równowadze. Regulując nasz barometr (przesuwając karteczkę ze skalą w dół lub w górę, musimy oczywiście wziąć pod uwagę pogodę w danym dniu.
O tym, na jakiej zasadzie pracuje nasz barometr, będziecie się uczyć w szkole na lekcjach fizyki.
-tektura
wuciąc pasek zamalowany na czarno
sek
kulką pneprowa dzii całor me spadła
V/Lejki p/aftgfowre
Diabolo to taka zręcznościowa gra, w którą bawili sięWasi pradziadkowie. Jak zrobić diabolo widzicie na rysunku.
Zabawa wymaga pewnej wprawy.
Diabolo należy wprawiać w szybki ruch obrotowy. Najpierw — podkładając pod nie sznurek długości około 100 cm — musimy potoczyć je po podłodze dla nabrania rozpędu, od prawej ku lewej ręce, poczym podrywamy je do góry energicznymi ruchami w gorę prawej ręki, przy jednoczesnym opuszczaniu lewej, nadając naszemu diabolo szybkie obroty. Teraz nie musimy się obawiać, że spadnie ze sznurka. Szybki ruch wirowy sprawia, że diabolo zachowuje się tak jak utrzymujący się w stałej równowadze bąk czy żyroskop, o którym będziecie się uczyć w szkole na lekcjach fizyki.
Przy pewnej wprawie możecie diabolo nawet podrzucać do góry i chwytac ponownie na sznurek lub podawać w locie koledze stojącemu przed wami ze sznurkiem.
PRĘTY DREWNIANE
(NP ZE STARYCH OŁÓWKÓW)
KRÓTKIE
GWOŹDZIKI
KRĄŻEK Z KARTONU
tulejka
Z PAPIERU
nawiercić
NOŻYCZKAMI
OTWORY
PASEK 2 KARTONU
WYSCHNIĘTY KRĄŻEK POMALOWAĆ
Grający muszą przełożyć wszystkie krążki z pierwszego pręta na trzeci, przestrzegając następujących reguł:
— krążki można przekładać tylko pojedynczo,
— nie można kłaść większego krążka na mniejszym,
— środkowy pręt jest prętem pomocniczym, na który przejściowo można nakładać krążki,
— przy parzystej liczbie krążków pierwszy ruch robimy przekładając najmniejszy krążek na pręt środkowy, zaś przy nieparzystej — na trzeci.
Radzimy wam na początek przeprowadzić między sobą rozgrywki na czas. Zaczynajcie przy tym od trzech lub najwyżej czterech krążków
Osadźcie w kasztanie trzy lub cztery duże pióra, skręcając je lekko w jedną stronę tak jak skrzydła wiatraczka. Pióra lotek możecie pomalować farbami akwarelowymi rozpuszczonymi w bardzo ciepłej wodzie.
Lotki z kasztanów rzucone w górę będą powoli opadać, wirując w powietrzu wokół własnej osi.
9*£&U3flCI*
• IZE&USIkM f &EBUS
t as/• Re&u&uat • iejF8u3ffc/ SZARADA
ŚCIANKI KLEJONE Z
KOLORO
WYCH
POCZTÓWEK
Rozwiązanie rebusów ze str. 13 : listewka, sklejka, pinezki, pudełeczko. Rozwiązanie szarady: balonik.
v — 9‘a — s‘d — »‘3—£*o — z‘a— l
*9l -Jis az ląpeSez ajuez^iMzoy
Wydawca: Wydawnictwa Czasopism Technicznych NOT. Adres Warszawa I. ul. Czackiego 3/5-nr kodu 00-950. lei: 21-21-12 Redaguje kolegium Kalejdoskopu Techniki.
Rysunki wykonali: E Ciecierski. B- Kossckt, M Koicielm k, M Sybilski. M. Teodorczyk, V. Tnrbus. W Wajnerl
Czy to pary różnych urządzeń widzicie na rysunkach? Nie, bo urządzenia te czy przedmioty różnią się między sobą zasadniczymi szczegółami technicznymi, tak jak na przykład rower różni się od motocykla między innymi tym, że jeden ma pedały a drugi silnik.
Jakie przedmioty czy urządzenia, które narysowane są w kwadratach, pasują do tych pokazanych w kółkach?