*it?--------
bestwioną zgraję, która wrzeszczała dokoła mnie niby opętana, jak gdybym naprawdę wiiph oczach zabił lub zamierzał zabić człowieka.
... Na szczęście gniew ludu z mniejszym trudem dał się zażegnać. Gulden! — ten cudotwórczy talizman, rozwiązujemy z taką ła-".twością uajzawilszfe na pozór kwestye, rzucony przejeclianejnu uciszył wzburzenie, a ja wydostawany się cało z pazurów zajadłej tłwśzt»$9 wskoczyłem na siodło jak motyl y./frunąłem na mych kółkach w progi bardziej ucywilizowanego świata.
. ..Jechałem jednak jak skazaniec, czując, że moja sportowa karyera skończona, żem w świecie cyklistów pogrzebany na zawsze. Teraz, skorom rozjechał chłopa i to wobec tylu świadków, któżjmi uwarzyć zechce, że nie przejechałem przed miesiącem baby?... Nikt! chłop babę potwierdzi, zamieni legendę w fakt historyczny,.utrwali mą niesławę.
...Lakoniczna i taktowna wzmianka gąr zet nazajutrz o wypadku myklisty na przedmieściu, nie wymieniająca mego nazwiska ani numeru mej maszyny, nie pSęieSżyła mniej wcale. Po cóż bo miano ogłaszać me imię?... — opinia-, wskaże je- sama.
...Pędziłem odtąd dni gorzkie, dziwiąc się tylko, że mnie otacza taka cisza, że z niczyjej strony nie spotykam ani -szyderczego uśmiechu, ani docinków, ani nawet prostego zapytania.
...Z początku myślałem: jeszcze się nie rozniosło. — Lecz potem milczenie wszystkich, nawet najbardzie wściubskich, poczęło mnie: niepokoić. I nie mogąc znieść* dłużej niepewności, zapytałem jednego z znajomych prosto z mostu, czy wie o moim wypadku.
— O którym?... — odrzekł.
... „Którym"! — jakże to brzmiało!...
— No... o tym chłopie...
Wiedział.
...Skąd? —
...Skąd wszyscy. Z gazet i z ust innych. Wie o tein całe miasto.
--
------CSj#
$
— Całe miasto? Żartujesz.
— Wiesz przecie, że u nas nic się niiff ukryje.
... Więc wiedziano!...
...Dlaczegóż jednak milczą tak uparcie*1
— Dlaczego?... — odparł z ujmującą prostotą. — Oczy wiścićA żeby ci -^przykrości nie robić.
... Byłem ;£dumiony.
— Alezf z tą babą nie dawaliście: mi pokoju całe dwa Tygodnie!
— To co innego. To były żarty. Baby nie;r®jechałe|| wszak prawda? no widzisz — a cliłopńś rozjechał. To przecież takie naturalne!. ..
...NSurarae!... a jednak nie; mogłem wyjść z osłupienia.,
... Aż w końcu zrozumiałem.
... Prawda, fałaty — nie robią na lildziach wrażenia!. Złośliwość ludzka potrzebuje koniecznie pikantnego snfaczku plotki, potwa-rzy, kłamstwa'. Wyrzucać komuś ćo|ł ćo zrobił w istocie, o czem zresztą wiedzą wszyscy, i cóż w tern zabawnego?!... Aley| nękacf szczypać, kąsa&.cdrażnio^czyjąś miłość własną, inąciSspokój oszczerstwem i śmiać się do rozpuku z głupoty i bezsuności ofiary — toż to dopiero rozkosz! to satys-fakeya!...
.. Głęboki ten sens moralny — kończył opowiadaj z ironią — był jedynym zyskiem, jaki sobie wyjeździłem na rowerze, do którego zacząłem niebawem uczuwać eoraz większy wstręt. Sprzykrzył mi’się!~ sprzykrzył jak jeden i ten sam, zbyt często spotykany towarzysz, jak dzień po dniu odwiedzana knajpa, jak usta noc w noc całowane,Bjak sprzykrzyć są| musi w końcu wszystko na tym świecie a zwłaszcza rzeczy, którym więcej poświęca się zapału, niżeli są warte. I odstąpiłem go za pół ceny', odstąpiłbym był taniej, oddał za darmo... wyrzucił przez okno!... — gdyby to było-jedynym sposobem pozbycia go się,
A
i