ZAKŁADA BRACTWO. 155
To też rychły i stromy ich upadek dowiódł, że nie byli szkołą filozoficzną w petnem i prawdziwem znaczeniu, skoro ruina polityczna zdołała zniszczyć także budowę naukową. Rzeczywiście w miastach, gdzie rządzili oni, nikt nie mógł oddawać się badaniu prawdy, jeżeli do nich nie należał, a jeżeli był jednym z nich, musiał zawsze ko rzyść zgromadzenia stawiać ponad interes prawdy. Takie menatu ralne podporządkowanie najszlachetniejszej aspiracyi ducha ludzkiego pod cele ograniczone doczesnćj instytucyi, narażało wiedzę na zgubę, przy każdćj odmianie niestałej fortuny politycznej. Ale prawda czy religijna czy filozoficzna, posiada tak szeroką naturę, a tak olbrzymią powagę, że wszelka podstawa doczesna, oportunistyczna, dla niej za wazką jest, a najczęściej i za słabą. Przeznaczona dla całej ludzkości, nie może wiązać losów swoich z powodzeniem politycznej koteryi, ani z widokami jednego miasta lub państwa. Ona wszystkich ludzi obejmuje, dla wszystkich pracuje, dla wszystkich powinna być przystępną.
Dla przeprowadzenia zamiarów swoich nie chciał Platon ani założyć klubu politycznego, bo ten od samego początku byłby natrafił na jawną niechęć demokracyi (miał zresztą w żywe, pamięci smutne Pitagorejczyków przygody); ani też nie mógł poprzestać na luźnem towarzystwie przyjaciół, dyskutujących zawsze i wszędzie o wszystkiem, bo nie dawało ono żadnćj rękojmi trwałości, jak pokazała śmierć Sokratesa. Pragnął zresztą oprzeć dzieło swoje na podstawie prawnej, zabezpieczającej mu przyszłość na długie wieki, bo z mędrców starożytnych, on najbardzićj pojmował wszystko sub specie aeternitatis, uważając rzeczy tego świata za obraz przemijający wieczystych idei. To też zamierzył w dzieło swoje wlać wieczystość idei, przyświecającej jeszcze późnym pokoleniom.
Ku temu obrał drogę najprostszą, wskazaną przez prawa ojczyste. Założył bractw7 o religijne. Może wydawać się dziwnem, że taką formę nadał instytucyi naukowe), ale jeszcze dziwniejszem, że do niedawna uczeni tego nie wiedzieli i potrzeba było zupełnie nowych badań, aby prawdę tak oczywistą wykazać ').
l) Należy tutaj podnieść, że pierwszy Wilamowitz-Moellendorf (1881) sprawę należycie wyjaśnił Huit, piszący rok później, jeszcze nic o nićj nie wie» U sen er (1884) i Diels (1887) już ją za najprostszą i powszechnie znaną uważają. Ale kolo r. 1859, kiedy Sc h omanu ogłasza? drugi tom swoich „ Greckich Starożytności«, panowało głuche o rzeczy tej milczenie; autor, choć miał sposobność, nie wy-