206
są przedmiotem pożądań woli, chociaż nie podpadają pod zmysły. Jeżeli wola jest tylko wydzieliną kory mózgowej, to jak możemy pragnąć honoru, zaszczytów, sławy, dobrego imienia, kiedy to wszystko nie drażni zmysłowym sposobem naszych nerwów? A przecież działa to wszystko na wolę stokroć nieraz silniej, niż jakaś pobudka cielesna.
Jak zresztą wola może być organiczną tylko władzą, skoro nieraz wbrew prądom zmysłowym płynąć usiłuje? Prawda, że wielu jest takich, którzy szczęście swe upatrują w zaspokajaniu niskich chuci zmysłowych, ale nie brak przecież ludzi szlachetnych, dla których walka z temi skłonnościami staje się wzniosłym celem. Piękne postacie dziewic chrześciaóskich, długi szereg mężów, co najostrzejszej używali pokuty dla zwalczenia „starego człowieka“, na zawsze pozostaną godnymi naśladowania wzorami w boju z własną namiętnością; mnóstwo na świecie Neronów i Heliogabalów, ale może nierównie więcej Salezych i Hieronimów. U kogóż to silniejsza wola, czy u tych, którzy służą własnemu ciału którzy każde jego zachcenie spełniają, czy u tych, co mężnem sercem podjęli walkę, opierając się wewnętrznym burzom? Lecz nie szukaj tej zbożnej walki w obozie materyalistów, tam wszystko ulegać powinno ślepej konieczności działania ośrodków nerwowych, tam wszelka cnota jest grzechem śmiertelnym. Więc taki np. Tomasz Morus, kanclerz angielski za króla Henryka VIII, niechcący za kilka lat życia ziemskiego, utracić wiecznego; taki św. Wawrzyniec, pozwalający się piec na rozpalonej kracie; tacy świątobliwi mnisi Tebaidy, co leśnymi tylko żyli korzonkami; tacy misyo-narze porzucający dom rodzinny, by zdała od ojczystej ziemi stargać swe siły dla niemateryalnych celów; taki O. Damian Dewenter, dobrowolnie skazujący się na śmierć przez poświęcenie się na usługę trędowatym itd. itd., tacy, powtarzam, i im podobni, są w oczach materyalistów okropnymi grzesznikami. A cóż złego zrobili? Odważyli się iść na przekór ich teoryi epikurejskiej: ede, bibę, lude, post mortern nulla voluptas, wypo-