256 KLEACI.
prawdy na baczną uwagę. Pyta Parmenidcs młodego Sokratesa, czy idee są w nas czy poza nami, a gdy ten na drugie się zgodził, dowodzi mu, że w takim razie poznać ich nie możemy, bo tylko Bóg będzie posiadał ich wiedzę dokładną1). Na odwrót Bóg nie będzie wiedział, co się dzieje na ziemi lub co jest przedmiotem naszej wiedzy. Nie warto zatem przyjmować idei, skoro ich znajomość dla Boga nie potrzebna, dla nas nieprzystępna. Tak Parmenides. Pomijam dalsze wnioski, bo tutaj wystarcza myśl główna, że świadomość Bóstwa do nas nie dochodzi, ani nasza do Niego. Dziwny ten i ciekawy zarzut nie miałby sensu w ustach Parmenidesa, gdyby ten uważał jednobyt swój za materyą rozciągającą się w przestrzeni ? O Bogu nie było wcale mowy przedtem; pierwszy Parmenides wprowadza go do dyskusyi, skąd dozwolony wniosek, że swój Byt wieczysty miał za Bóstwo, świadome siebie, osobiste. Dłużej jednak nie potrzeba rozwodzić tćj myśli; będzie na to miejsce odpowiedne przy teologa Platona. Teraz tylko wzgląd psychologiczny poruszę, argument czwarty, popierający moje twierdzenie.
Wspaniały jest wstęp poematu. Porównywano go do początku »Boskićj komedyi*, ale jest niewątpliwie potężniejszy. Młodzieniec pędzi na błyszczącym rydwanie, ciągnionym przez dzielne rumaki a córy słońca towarzyszą mu do krainy prawdy. W całćj literaturze starożytnej nie masz również wzniosłego obrazu a w nowożytnem malarstwie tylko Aurora w pałacu Rospigliosi może stanąć godnie obok niego. Guido Ren i prawdopodobnie nie słyszał nigdy o Parmenidesie, ale gdyby kazano mu malować tę scenę nadziemską, byłby użył tych samych postaci, promieniejących tą samą pogodą nieśmiertelna. Poeta tyle wlał życia w te allegoryą poetyczną, że kształty doczesne zbladły mu w marne cienie, tyle w nią włożył miłości, że zwykła śmiertelnych rzeczywistość wydała się złudzeniem obojętnem. Duszą całą zatopiony w kontemplacyi prawdy wieczystej, nie potrafi już wzrokiem olśnionym dostrzedz znikomych, mglistych przemian ziemi, po którćj błąkają się ludzie zwyczajni, podobni do głuchych i ślepych. Zachwyt mistyczny, jakiego nie zaznał nawet boski Platon. Trzeba przeczekać długie wieki, aż do Plotyna, Proklusa, Dionizego Areopagity, chcąc spotkać
*) Piat. Parm. p. 134: °v* dv ttva /ićUior r} &eóv ąiairję ¥/eiv t>jv ar.ęi-fitaTciz^v