Zygmunt 111.
267
nic mało im pochopu przydała śm.erć Dymi ra, pi ,:ed końcem tego roku od Talarów, których do s straży osoby swoiey lrz\muł, na polowann. zabitego. Żółkiewski zmartwiony, że zdrowe ii go rady, przez niedobre onychże przez nieklóre nie-nawisne osoby tłumaczenie, złe były od króla przyjmowane, wyiechał do obozu pod Smoleńskiem ies/.oze będącigo, pod pozorem sprowadzenia Włudy sława do Moskwy, gdzie kuka tysięcy woyska, zwierzchność nad niemi AIexan-drowó Gąsiewskiemu dawszy, zostawił. Ale Moskwa ni‘e mogąc się doczekać Władysława przyjazdu, owszem dowiedziawszy się, że posłowie ich ze Szuyskimi wraz do Polski pod strażą o-desłani b>b, do iawnego się buntu mieli. Dnia tedy pewnego w wiulkiey zebrawszy się liczbie, uderzyli na zostawionych na garnizonie Polaków: ale ci nie ty Iko mężny im odpór dali; lecz ieszcze miasto podpuliw szy, niezmiei r.ą ludzi moc ogniem zgubili: z domów zaś, których na ów czas około 180000 miasto to liczyło, ledwie mała część od pożaru pozostała. Atoli Moskwa wkrótce po tey porażce obiegła w zamku Polaków, niedostatkiem dla niewypłaconego iin od rzeczy'pospolitey prawie dwuletniego żołdu śeiśniom cli. Kroi w roku lbii. Smoleńsk szturmem z dzielnością przypuszczony m wziąwszy, nie poszedł oblężony m na pomoc, ani zażywał zwycięzlwa, kloce byłoby zupełne, gd\by nie dawszy do odetrhniema czasu, na przerażonych utratą na'obronnieyszego miasta i państwu twierdzy, bez odwłoki był natarł Kecz przy wziętey raz, acz niepoź\leczney radzi- , aż do podziwieuia zacięły, prawie dobrowolnie Mo-sk iewskie berło z rąk wypuścił. Dobywszy albowiem Smoleńska, do Polski powrócił, woyskoteż, któie pod Smoleńskiem było, rozgniewane, że swoiey nie odebrało płacy, rozeszło s.ę, oprócz niewielu, którzy przy Jakóbie Potockim w oiewodzie iłraelawskim, w Smoleńsku kommendę od króla poruczoną maiącym, zostali.
!