nie radził ustępować, za nim poszli trzej inni hetmani. Wojewodowie również głosowali w tej myśli, powołując się na zdanie kraju i na potrzeby uszanowania własnego prawa, bo w przeciwnym razie Santino stałby się panem położenia. Zwracano i na to uwagę, że poselstwo Tarły może chybić, bo stolica apostolska gotowa go nie przyjąć na umartwienie Rzeczypospolitej, kiedy rzecz główna się załatwi. Na innej sessyi sprawę przywrócenia juryzdykcyi Santiniemu popierał ksiądz podkanclerzy Jan Lipski. Ale upór świeckich senatorów trwał w całej sile. Zapał ich podnosiła okoliczność że brevia rzymskie do Polski były już wydrukowane w gazetach hollenderskich na hańbę Rzeczypospolitej. Wyrażenia w nich były za ostre i ciężkie. Gdy znowu napierał Lipski, poparł go Tarło poseł, że potrzeba ustąpić ojcu św., żeby sprawę ułatwić, potem i kanclerz Szembek gorąco przemówił, pan który w swoim rodzie samych miał biskupów. Dowodził, że konstytucyi się nie ubliży przez przy wrócenie juryzdykcyi i że to najpew niejsza droga do pozbycia się Santinie-go. Ostre wyrażenia brevijów są skutkiem pierwszych żalów i wrażeń. Usposobienie dobre papieża w tern widział, że potępił Rzym natychmiast późniejsze listy nuncyjusza do biskupów i że bronił im słowem i pismem obrażać dworu polskiego. Mówił to wszystko na pewnych zasadach, bo odebrał właśnie list od kardynała protektora, że ojciec św. za przywrócenie juryzdykcyi, gotów wszystko uczynić dla Rzeczypospolitej. Załatwiono sprawę 29 Marca. Mniszech dał się udobruchać, więc król oświadczył, że na przywrócenie juryzdykcyi nuncyjusza się zgadza. Jan Lipski miał dopilnować księcia prymasa i biskupów w ogóle, żeby w odpowiedzi swej do Rzymu uroczyście i głośno wyrazili życzenie odwołania z Polski Santiniego. Więc chorąży warszawski Mokronoski, jako sędzia marszałkowski, wezwawszy do siebie patronów i pa-lestrę nuncyjatorską, ogłosił wszystkim, że król w oczekiwaniu na innego nuncyjusza, stosownie do prośby ojca św. zakaz usuwa i władzę sądów apostolskich przywraca tymczasowo (30 Marca). Santino zatem sprawę swroją nieodwołalnie przegrał w Rzeczypospolitej. Z Rzymu obiecywano następcę San-tiniemu, ale widząc tę łatwość Rzeczypospolitej, stolica apostolska umyśliła słać tylko intemuncyjusza, żeby nieporozumienie ostateczne usunął, a polem opuściwszy Polskę, władzę po staremu zostawił nuncyjuszowi. Tak więc San-tini miał i nadal w Polsce pozostać, a czasowy poseł być ustępstwem dla Rzeczypospolitej w formie, nie w rzeczy. Obrażeni za Rzeczpospolitę ministrowie pisali 15 Października do kardynała protektora, użalając się na takie lekceważenie, kiedy ze strony polskiej dane już dowody dobrej woli. Przybył i nowy powód do skargi. Na wakans w opactwie koprzywnickiem król mianował księdza Rupniewskiego, biskupa łuckiego, nietylko Rzym tej nominacyi nie zatwierdził, ale popierał elekcyję zakonną. Ministrowie nastawali i na to, że bulla o probostwie miechowskiem musi być poprawiona. Spodziewali się ministrowie polscy, że przynajmniej teraz póki sprawa główna o Santiniego nie ułoży się, nomina-cyje tego rodzaju nie będą zrywać dobrej harmonii, wszakże głównie o prawo patronatu poszło i w walce z Santinim; ozyż Rzeczpospolita nic nie zyska na prośbach, czyż prawo jej nie ma żadnego znaczenia? Sejm miał się zgromadzić król go jednak odłożył na czas inny po pierwszej sessyi, bo się obawiał hałasów strasznych z powodu przywrócenia juryzdykcyi. Domagano się innych zakazów przeciw Santiniemu. Nie jedno umiarkowanie pokazali ministrowie, wstrzymywali się dotąd od wykonywania grodzieńskiej konstytucyi, chociaż mieli przed sobą nowy dowód uporu i złej woli w Koprzywnicy. Poseł Rzeczypospolitej w Rzymie, baron Puszet, wyraźnie zastrzegł zasadę: nihil transeat,