Ale nie całe wojsko poszło za nim.
— Mości panowie! Czyż nie widzicie, co się święci? Czy nie dostrzegacie jawnej zdrady interesów Rzeczypospolitej! — porucznikowi chorągwi husarskiej hetmana Gosiewskiego, zawsze spokojnemu i opanowanemu Kazimierzowi Żeromskiemu, zdenerwowanie tym razem nie pozwalało na zbyt rozwlekłe perory.
— Ot, żołnierz jest po to, by słuchać, a nie politykować, waszmość poruczniku — próbował wtrącić się towarzysz pancerny Bogumił Curyło-wicz ze Żmudzi, ale pozostali otaczający w krąg porucznika nie dali mu dojść ponownie do głosu.
— Tak, tak, żołnierz jest po to, by walczyć, ale za słuszną sprawę swojej Ojczyzny, a nie za prywatę! — huknął potężnie Stanisław Wierciński z Wiercienia nad Bugiem, szlachcic zagrodowy, ale z zacnym herbem i bywały w wielu bitwach. Cieszył się wśród husarskiej braci dużym mirem.
— Prawdę mówi! Prawdę mówi! — rozległy się głosy.
— Ale jakże to tak, bracia mili — próbował wtrącić się znowu Curyłowicz — kniaź już prawie w Wilnie, Szwed nadchodzi, a my zamiast razem, to jeden hetman w jedną, a drugi w drugą stronę. No cóż z tego dobrego wyjdzie, no co?
Podniosły się głosy, ale natychmiast zamilkły, gdyż zbliżał się hetman i nie godziło się przy nim spory toczyć.
Wincenty Gosiewski nie spał całą noc. Wewnętrzną rozterkę zdyscyplinowanego żołnierza, niechętnego hetmanowi wielkiemu litewskiemu, ale wspólnie z nim zobowiązanego do jednolitego działania przeciw wrogowi, zwiększała niepewność co do postawy własnych żołnierzy. Czy niektórzy z nich nie ulegli wymowie księcia Janusza, mistrza w odwracaniu wszelkich racji i przeprowadzaniu ich na własną korzyść, umiejącego każdą prywatę ukryć za patriotycznymi frazesami? Kazimierz Żeromski — — tak, ten nie zawiedzie, ale czy Niewiaromski, Obuchowicz, Skultyn czy Biegajło i tylu innych towarzyszy wspólnych bojów dadzą się przekonać, że tym razem nie dobro Ojczyzny, ale swoje własne książę hetman ma na względzie?
Na pewno już był niedaleko Kiejdan, dokąd odszedł z dowodzonymi przez siebie oddziałami, nakazując Gosiewskiemu udanie się wkrótce za nim. Poszedł z kasą miejską i skarbem, jak to powiedział: „swego pilnować”.
Czy tylko o to mu chodzi? Jakoś niebezpiecznie blisko znajduje się już od nadchodzącego z 8-ty-sięczną armią Szweda.
Ostatnia rozmowa z księciem Januszem, choć krótka i otoczona dyplomatycznymi pozorami, dała do zrozumienia obu hetmanom, że ich drogi ostatecznie się rozchodzą.
Jednakże na wydanie rozkazu wyjęcia przez wojska szabel żaden z nich się nie zdobył, nie chcąc brać odpowiedzialności za przelaną w obliczu wroga bratnią krew.
43