45
45
dźwięku pieniędzy Ujbanczyk poznał, że grają i z niepokojem zaczął wypatrywać brata: nie widząc ęro nigdzie, krzyknął na całe gar
— Dżjanha!
— Ja — odpowiedział
mienione, spotniałe oblicze ponad strzyżonemi, okrą-głemi czaszkami otaczających.
— Jedziemy!
— A ty zapłać przedewszystkiem... zapłać, coś przegrał — ofuknął go jakiś gruby głos z głębi. Ale Dżjanha, który robiąc łokciami, już się był przez tłum przebijać począł, tylko silniej szarpnął się ku drzwiom.
— Oddałem wam, com miał, a więcej nie mam. Róbcie sobie co chcecie! — zuchwale krzyknął już w progu.
— Reny mu zabrać, odzież! łapaj ! — rozległo się w izbie. Ale bracia byli już na dworze. Ci, co za nimi wyskoczyli, nie widząc nigdzie Dżjanhi, który cirhym cieniem mignął się tylko w zadymce, zwrócili się do Ujbanczyka krzątającego się około renów, ale tu natrafili na groźny opór.
— Reny należą do Andrzeja, do gminy, ani się ważcie tknąć! — krzyczał, wymachując długim prętem używanym do poganiania. — Co? może weźmiecie? Bierzcie, kiedyście takie chwaty. A tylko prędzej. Czajnik przecie zabraliście, pościele też, worki też, wszystko, a my tak z pustemi rękoma! Ra-buśniki! ja się na was poskarżę — wsiadł na nich wkońcu, ośmielony bezczynnością otaczających go, obdartych, wódką i tytuniem cuchnących ludzi.
— A ty nie wymyślaj! — krzyknął jeden z nich, stojący na przedzie — a umykaj, pókiś cały! Zabrali!... Nie małe dziecko, myślę; wiedział, co robił, sam dawał!
— A niech się ten twój Dżjanha — dodał drugi —