106
Kozak, dla przyzwoitości posiedziawszy jeszcze chwilę, pośpiesznie odszedł, nie czekając ni datku, ni poczęstunku, pomimo iż go zapraszano.
eMPr(
sgodnych, słonecznych, w południe ciepłych, a nocami mroźnych, dni pełnych radosnego oczekiwania dla Jakutów, a tęsknego dla Pawła. Widział on ożywienie, panujące w kole sze-rokolicych jego towarzys2Ów, zbrukane posoką kawały mięsa przynoszone i zabierane; słyszał pożądliwe szepty kobiet i długie poważne rozmowy mężczyzn, po których Andrzej zwykł był oznajmiać mu, pomagając sobie giestami, wiele upolowano renów, gdzie, jakiej wartości i któremu z sąsiadów najlepiej w lesie się wiedzie ; wszystko widział, słyszał, próbował nawet przejąć się ważnością wypadków i położenia, ale mu się to nie udawało ; nie znajdował w sobie oddźwięku dla tych myśliwskich niepokoi i to go martwiło.
— Zapewne dlatego, że nie rozumiem, bo prz# cięż to dla nich kwestya życia lub śmierci. A moż~ robię się już egoistą ?! — rozmyślał i pytał z utęsknieniem :
— Kiedyż nareszcie przybędzie tłumacz?
— Paczekaj, już niedługo — odpowiadano mu za każdym razem.
Tymczasem Jakuci oswajali się z nim po trochu; coraz częściej myśliwiec, wracający z lasu i przybywający z datkiem dla Andrzeja, kładł też skromnie na stole wyborowy kąsek „dla naszego pana Rosya-nina“. Pawła szczególniej z początku, wzruszały nie