44
Ty wędrujesz bez końca; Ieplćjby cl było Być z tych liczby, co radzi za kres horyzontu Widzieć swoję chatkę miłą.
A szczęśliwi, z szczupłego swojego zakątu,
Siedząc w wieczór przed domem, chcieliby za gwiazdy, Choć myślą odbywać jazdy.
Gdybyś był chciał młodzieńcze, to z nas która może Chętnleby z tobą w chatce podzieliła łoże,
Klęcząc służyćby ci chciała,
Lubymby ciebie śpiewem do snu kołysała,
I strzegłaby śpiącego od much uprzykrzonych, Wachlarzem z liści zielonych.
Jedzlesz! sam, w noc czy we dnie, a rumak twój dziki, Pędem twarde po drodze tratując kamyitl,
Skier tuman podkową sypie.
O dzidy twojej ostrze, po maćku drą swoje Skrzydła, ślepo-lecące, ku umarłych stypie Potępionych duchów roje.
Gdy cl z powrotem wieś tę, widzieć się zażąda,
Przez ów wzgórek podobny do grzbietu wielbłąda Przychodź, tam stoi cicha moja chata.
Nad nią wznosi się strzecha jakby ul kończata;
Drzwi tylko w niej są jedne, a światło w nią wgląda Od strony, z której jaskółka przylała.
Jeśli niemasz być więcej, wspomnij nlcpowrotny
0 dziewczętach pustyni, których głos uroczy,
Których cię taniec zachwycał ochoczy.
Piękny, biały wędrowcze! ty ptaszku przelotny!
Poświęć nam czułe westchnienie,
Bo możeś, i niejednej zostawił wspomnienie!
Bądź więc zdrów', stroń od słońca, co płonącą strzałą Złoci skronie miedziane, a pall płeć białą.
Nieprzebytą Arabię niech twój krok omija,
Starą wróżkę, co niby ledwie stąpać zdoła,
1 tych, co w wieczór, końcem zaklętego kija
W plasku określają koła.