Krasickiego, były niem przed 50 laty. Jako utwory poetyckie, eą nawet wyższej ceny, bo za czasów Krasickiego nie było jeszcze tćj artystycznej formy, jaką jest dzisiejszy romans. Rzekliśmy wyżój, ile warunków potrzeba, ażeby powstać mógł dobry malarz obyczajowy. Jest nim Jaraeze-wska. Pisma jćj uwodzą nas żywo w świat, na który jeszcze patrzymy, a który dla naszych potomków, będzie już tylko historyą. Należąc ona do tak nazwanćj szkoły klassycznSj, wielbi nieraz talenta poetyckie Morawskiego, Osińskiego, Koźmiana, nic domyślając się zapewne w dobrej wierze, że jest merównio od tych znakomitszym poetą, gdyż składa, (czego oni nie czynią), w jasne, nadobne i mnogie obrazy, istotne życie i społeczny byt swoich ziomków-
Ludwika Ossolińska w życiorysie JaraczewBkiój, to do jój zawodu autorskiego, m<5wi:
„Pomimo że pochlebne*o jej pismach zdania już j% dochodziły, tak daleką była od zarozumiałości t tak się nigdy z niczego nie chlubiła, że w zamieszkałej przez nią okolicy, długo po wydaniu pierwszego jój dzieła, nie domyślano etę, że jest autorką. Jakkolwiek przecież była obojętną na swoję sławę literacką, dwie blachę i napozór nieznaczące okoliczności, ucieszyły ją niezmiernie.
Będąc w Warszawie, wkrótce po wydaniu swej piórwazćj powieści, przechodziła raz przez Kr&kowskie-Frzedmieście. Szedł naprzeciwko nićj jakiś młody człowiek, *zatopiony w książce zapewne dopićro kupionćj. Na twarzy jego żywe malowało się zajęcie, i w skutku też pewnie tego zajęcia, nie spostrzegając nadchodzącej z przeciwnej strony osoby, potrącił ją niechcący, i o mało nie wywrócił.
Wstrzymała się jednak i spojrzawszy mimowolnie w czytaną tak namiętnie książkę, poznała swoję Zofię i Emilię. Trudno sobie wystawić jak ją ten mały wypadek ucieszył, i z jakióm upodobaniem opowiadała go wszystkim. Lecz czy radość tak pełna łagodnćj prostoty, nie świadczy zarazem, jak mało była wymagającą, i jak jej piękna dusza cenić umiała, choćby najprzelotnlej-sze współczucia oznaki.
Drugi raz znowu będąc na wsi, gdzie prawie powszechnie przyjętym na prowincji zwyczajem, daleko liczniejszy dwór miała, aniżeli tego wygoda i potrzeba wymagały; mając wieczorem jakiś rozkaz do wydania, kazała zawołać jednego z swych ludzi, lecz go nie było w przedpokoju. Wymieniła drugiego, nie było go także, trzeciego, toż samo, chłopców nawet służących przy kredensie nie było. Zadziwiona i nieco zafrasowana tem pospolitym ruszeniem, kazała poszukać zbiegów, i znaleziono ich wszystkich zgromadzonych w kuchni przy stole, wokoło kucharza, najbieglejBzego zpomiędzy nich literata, który z wielkiem zadowoleniem całego grona czytał głośno Wieczór adwentowy. By łato druga chwila prostodusznej radości, i każdy to wy rozum ić, że autorka snadnie, panią domu przebłagała.”