171
haterów zpud Austerlitz i Jsna, okazał się niezrównanym Nie wiem, czy był Vernet żołnierzem, i czy kiedykolwiek w ogniu się znajdownł, wszystkie zaś utwory jego powszechnie nas zachwycają. Nieraz słyszeć się dało, że tylko ten, co sam z orężem w ręku walczył, może należycie bojowe obrazy malować: jestto naszem zdaniem sofizniat nieuków, którzy brak nauki i znajomości rysunku chcą tym jednym warunkiem, jakby tarczą bezpieczeństwa, od pocisków krytyki, i swOję nieumiejętność, i siebie samych osłonić. Można być najlepszym dowódzcą i żołnierzem, a ztćmwszystkiem nędznym malarzem, jak i przeciwnie, najlepszy malarz, wielkim być może tchórzem, i najgorszym żołnierzem: sąto dwie odrębne rzeczy niemające żadnego wpływu jedna na drugą. Orłowski przecież walczył i bił się, i w gorącym musiał być ogniu, kiedy postrzelony karabinową kulą, długiem cierpieniem przypłacił swoję odwagę: w traktowaniu jednak utarczek był niesłychanie ostrożnym i wstrzemięźliwym. Czuł bowiem, i rozumiał * sztukę, aż nadto dobrze pojął, że 4° odmalowania zaciętości boju z ofiarą własnego życia, dość kilku, kilkunastu figur: niepotrzebne są tam wcale nieprzeliczone tłumy, szeregi ruszające się w liniach prostych, właściwe tylko planom inżynierów. I dlatego właśnie obrazki bojowe Orłowskiego są napiętnowane najwyższą poezyą, i artystycznością, oddanie myśli i sztuki są największemi ich zaletami, i prawdziwego znawcę, do niewypowiedzenia zachwycają. Mało on w tym rodzaju pracował, wiedział że to rzecz wyczerpana, a przez częste powtarzanie ckliwością widzów nabawia, tyle tylko może nas zajmować, ile ręką prawdziwego mistrza są na płótnie rzucone. Miałem w ręku około pięciu obrazków zaczepek wojennych Orłowskiego tuszem i pędzlem na papierze rzuconych, z wypadków kdięztwa Waiazawskiego, młodą jeszcze i niewprawną ręką skreślonych, zawsze jednak pojęcie Bztuki i dążność do należytego oddania artystyczności, najwyraźniej się malują.
Żołnierz austryacki miał w Orłowskim najzaciętszego nieprzyjaciela, samem widział w zbiorze p. Konarskiego dwanaście karykatur niewypowiedzianie śmiesznych, wydrwiwających to żoldactwo.
Dziwna rzecz jednak, że olejnem malowaniem bardzo mało się trudnił, a choć wiedział, że ten rodzaj jest trwalszym i wyższym, wszelako namiętnie do akwarelli i kredki przylgnął, a niekiedy szarą i czerwoną kredą, najcudowniejsze głowy kolorowe z papieru wydobywał. Mnóstwo takich głów i innych rysunków miała hrabini Choiseul, później generałowa Bachmetieio w Kamieńcu Podolskim, która nietylko sama rysowała, ale nawet orędownictwem nnd artystami, wielce słynęła. Jłustern professor uniwersytetu wileńskiego był w ciągłej z nią korrespondencyi, i zawsze szkice swoje do Ka* mieńca jej przesyłał.
Był Orłowski wzrostu słusznego, budowy ciała atletycznej, zdrowie przy-tem miał czerstwe: ani praca, ani biesiady na jakie od swoich wielbicieli często bywał wzywanym, w niczem go nie nadwerężyły. Wesoły, żartobliwy, i pełen dowcipnych ucinków, stawał się niekiedy dla mniej bacznych uszczypliwym, w obcowaniu nawet z poufałymi i przyjaciółmi trochę był szorstkim