145
dzieć ? Sami osądźcie: jam w domu jeden dorosły mężczyzna, reszta drobne dzieci i kobiety. Czyż mogę zostawiać je same z cudzoziemcem? Czyż mogę porzucić dla niego pracę, handel, obowiązki? Czyż mogę nie ruszać się z domu ? A czy nie bywało, że ci przyjezdni odpłacali nam okropnem złem za nasze dobro ? Ja myślę; że najlepiej byłoby mu u Filipa. Kto ma dom szeroki i wysoki, kto ma bydło czarne i pstre, kto spi na niedźwiedzich skórach, kto jada tłuste mięso, sadło kraje w cienkie plasterki, gardło płucze topionem masłem, zęby ostrzy o miękkie chiząstki ?... przecie nie ja...
— Ach, Andrzeju, Andrzeju! I ty mu to wszystko powiedziałeś — szepnął Filip, chowając głowę w ramiona.
— Kto ma synów bohaterów, mogących uśmierzyć cudzoziemca, gdy ten się rozgniewa ? Nie ja ! Ja nie chcę wzywać na siebie biedy z czterech nieba końców... Powiedziałem !
— Ach, nie... nie!... — trząsł głową stary Filip — lepiej, do miasta!
— Do miasta? Zęby ci prędzej medal dali — odparł szyderczo Andrzej, dotykając słabej strony tragacza.
— Co mi tam medal! — obraził się cierpliwy zazwyczaj Filip — nagadałeś i tak niestworzonych rzeczy, jak w bajce.
— A w takim razie nie warto go wozić, bo go napewno odeślą napowrót. Nie pierwszyzna! Będą tylko niepotrzebne wydatki i mitręga.
Wymowa Andrzeja osiągnęła zamierzony skutek. Gmina zgodziła się dopłacać mu parę rubli do dwunastu rubli Pawła i zwolnić go od niektórych powinności wewnętrznych.
— Już ty się, Andrzeju, wytęż, już ty się po-
Xa kresach stepów.
10