dobry, jak do młodszych kolegów. Każdy z nas miał sporo znajomych w Petersburgu, toteż w końcu tygodnia i w wieczory środowe byliśmy zawsze zajęci. Do stryja wpadaliśmy teraz z bratem dość rzadko. Pracy mieliśmy bardzo dużo i dwa razy w tygodniu musieliśmy zdawać repetycje z poszczególnych przedmiotów. Biorąc pod uwagę rozmaitość i obfitość naszych zajęć naukowych, a także towarzyskich, wydaje mi się teraz wprost dziwne, jak zdołaliśmy temu wszystkiemu podołać. Faktem jest, że na wykładach zawsze byliśmy obecni, ale słuchaliśmy tylko tych profesorów, którzy tego wymagali i których się baliśmy. Na większości wykładów przygotowywaliśmy się do repetycji, na które zwykle zbierał się materiał z dwu- albo nawet trzymiesięcznego wykładu. Najlepsze do tego były godziny wykładów języka angielskiego i francuskiego. [...]
W Korpusie istniała od dawna tradycja, że egzaminy ostateczne rozpoczynały się pisemnym egzaminem z astronomii i tegoż wieczora powinien się odbyć uroczysty pogrzeb almanachu nautycznego. Naturalnie uroczystość ta była najsurowiej zakazana, niemniej odbywała się corocznie. Po uroczystości złotą księgę kadetów, przechowywaną przez jednego ze starszych gardemarynów, doręczano przedstawicielowi kursu następnego.
Zadanie egzaminowe pomyślnie rozwiązałem i wieczorem tego dnia wcześnie położyłem się do łóżka. Byłem przeziębiony, miałem temperaturę około 39, a za parę dni nowy egzamin. Toteż nie w głowie mi była zabawa i w duchu nawet trochę się cieszyłem z przeziębienia.
Jak to zwykle bywa przy gorączce, leżałem owinięty w kołdrę w półśnie. Około godziny 11 paru moich kolegów, również podoficerów na tym samym kursie, obudziło mnie i zaczęło namawiać, żebym poszedł razem z nimi na „pogrzeb almanachu”. Przekonał mnie argument, że jeżeli mamy już wpadać, to wszyscy. [...] Ubrałem się spiesznie i nie wkładając butów pobiegliśmy ciemnymi i pustymi korytarzami. Krętymi schodami musieliśmy wejść na pierwsze piętro do tak zwanej galerii obrazów, przemknąć się koło pokoju oficera dyżurnego, potem przejść przez salę jadalną i dalsza droga była już bezpieczna, gdyż schody na następne piętro prowadziły do odosobnionego pomieszczenia starszych gardemarynów.
74