już to pani Wójtakowa z Julą wiedzą coś o tym - muszę przyznać ze wstydem i wzruszeniem ramion, że w tych butach coś naprawdę jest. Każdy nowy etap mojej drogi bywał poprzedzony snem, w którym w tej czy innej formie brały zawsze udział buty. Inni wierzyli w pierogi i zielone jabłka. Mnie ku własnemu zdumieniu zmusiły po prostu do uwierzenia w - buty!
Nie pamiętam już dziś, co się naszej piątce śniło tego marca w Chersoniu, ale coś takiego musiało się chyba śnić, bo oto najpierw wywołano Grażynę, w trzy dni potem pannę Wandę, a około 20 marca, ku rozpaczy Julii, która sama zostawała teraz w celi, panią Wójtakową i mnie. Przeprowadzono nas z czerwonego bloku do jakiegoś innego, do tzw. transportowej celi, gdzie zastałyśmy niespodzianie, ku wielkiej uldze i radości, kilka znajomych z Brygidek. Okazało się, że siedziałyśmy tu równocześnie od miesięcy już, niczego o sobie nie wiedząc. Jest między innymi pani Iza. W Chersoniu spotkała się z mężem i udało się jej oddać mu wycerowane skarpetki i papierosy, które dla niego od Lwowa już zbierała. Obecnie zagryza się na nowo, bo generał, bardzo ciężko chory, leży tu na bolnicy. W dodatku rozłączono ją w którymś z transportów ze Złotą Cesią, oddanym jej zawsze tak samo opiekuńczym duchem, i stary Korsarz, choć trzyma się dzielnie jak zawsze, sposępniał i zmizemiał bardzo.
Z nowych poznaję tu panią Walerię, złapaną na granicy urzędniczkę naszej ambasady w Berlinie i żonę urzędnika kolejowego z Łucka, kobietę młodziutką, drobną, a zgrabną jak lalka. Od pierwszej chwili bardzo mi ta Mała Władzia do serca przypadła, a i ona także tak się ufnie do mnie przygarnęła, jakbyśmy się dobrze i od dawna znały. Prócz dawnych znajomych i tych nowo poznanych czeka tu z nami na transport kilka Ukrainek i trzy czy cztery Żydówki. Jedna z nich, Hinda, zasługuje na osobną wzmiankę. Ponieważ los złączył mnie z nią na długie miesiące, miałam sposobność dobrze ją poznać i zapamiętać. Było to stworzenie młode, silne, niebrzydkie i inteligentne po swojemu, ale tak zaślepione w komunizmie, tak zaprzedane jego idei, że nic z tego, co się z nią działo i na co patrzyła w Rosji, nie potrafiło jej zachwiać. Była żoną krawca z Łodzi i złapali ją na granicy, kiedy uciekała spod niemieckiej okupacji. Posadzili ją oczywiście, posądzając jak zawsze o szpiegostwo na rzecz Niemiec. Jakkolwiek wszędzie, na każdym kroku zaznaczała swoje przekonania, j akkolwiek głosiła na prawo i lewo, że już w Polsce siedziała za komunizm, jakkolwiek nienawidziła nas prawie na równi z władzami, nic
109