Zajechałem na dworzec w Haparandzie, gdzie zostawiłem rzeczy. Dowiedziałem się, że pociąg do Sztokholmu odjedzie dopiero wieczorem. Podczas całego popołudnia oglądałem to północne miasto, ale czas mi się dłużył i chciałem już być w pociągu. [...] Kupiłem więc bilet klasy trzeciej i ulokowałem się w czyściutkim wagonie, w którym zauważyłem paru tylko podróżnych.
Na następnych stacjach podróżnych przybyło tak wielu, że nie było mowy o spaniu, a co gorsza, współtowarzysze podróży nie byli ani sympatyczni, ani przyjemni. Poczułem wielkie zmęczenie i licząc się z tym, że w Sztokholmie miałem pozostać tylko jeden dzień, podczas którego należało spotkać parę osób, zdecydowałem się na wydatek nadzwyczajny — przeniosłem się do wagonu sypialnego klasy drugiej. Wypocząłem rzeczywiście doskonale i nazajutrz rano wyspany i wypoczęty stałem w oknie wagonu, gdy dojeżdżaliśmy do dworca w Sztokholmie. Śniegu nie było widać, wszędzie zaś mokro, jak czasem u nas w Warszawie.
W Sztokholmie nie zatrzymałem się w hotelu, znowu zostawiłem rzeczy na dworcu. Łagodne powietrze bardzo mi odpowiadało, gdyż płaszcz mój, przerobiony z peleryny i uszyty wcale elegancko, był letni. Włożyłem też moją najlepszą marynarkę. Przede wszystkim wstąpiłem do wspaniałego biura Linii Skandynawskiej i dowiedziałem się, że parowiec odszedł w porę i że następny będzie „Hellig Olaf”, który odejdzie za cztery czy trzy tygodnie. Trudno. Udałem się potem do agenta morskiego, któremu rzetelnie oddałem kopertę i opowiedziałem o ostatnich zdarzeniach w Rosji, jak również o moich przygodach w Petersburgu. W zamian opowiedział mi o swoich kłopotach z towarzyszem Worowskim, który obejmował właśnie Poselstwo. Skomunikowałem się telefonicznie z panem Pomianem i spędziłem wieczorem kilka bardzo miłych godzin w jego mieszkaniu, w otoczeniu rodziny. Z rozmowy naszej wynikło, że nie pozostaje mi nic innego, jak starać się dotrzeć do USA.
Znowu późnym wieczorem wsiadłem do pociągu do Chrystianii, dokąd przybyłem nazajutrz i od razu ulokowałem się w jednym z hoteli w śródmieściu. Nie śpieszyło mi się, gdyż wiedziałem, że czasu mam aż za dużo. Któregoś dnia po przy-jeździe odwiedziłem w biurze agenta morskiego lejtnanta Sta-
181