JAN BASZKIEWICZ
gorzkich, połączyć rzeczy, które się ze sobą kłócą”. W przekładzie na język polityki oznacza to, iż kierowany przez kardynała aparat biurokratyczny służy koordynacji społecznych interesów, uciera kompromisy, stwarza stan klasycznej równowagi między różnymi społecznymi klasami i grupami. Nie łudźmy się jednak: pod powierzchnią takiego klasycznego ładu kłębił się splot konfliktów socjalnych. Polityka Richelieugo cały ów tumult jeszcze bardziej rozjątrzyła.
Nie oznacza to, iż brakowało mu społecznego poparcia. Prąd etatystyczny i przed nim, i teraz miał wielu wpływowych zwolenników w żywych siłach społecznych. Idea racji stanu nie była wynalazkiem rządzących, który służyłby politycznej manipulacji: przemawiała ona do umysłów i uczuć wielu ludzi. Nie patrzmy więc na stan nastrojów społecznych wobec polityki Richelieugo przez pryzmat nienawistnych wypowiedzi i bardzo nieudolnych spisków arystokracji dworskiej. Wśród elity umysłowej nie brak poparcia dla polityki zapowiadającej ład, obiecującej racjonalność, a przy tym respektującej wcale niemałą porcję wewnętrznej wolności ludzi (protestantom wolno było wierzyć „a leur maniere”, libertyni mogli sobie myśleć co chcieli, a nawet mówić, byle nie za głośno). Postawy znakomitych pisarzy i uczonych tamtego czasu świadczą o zgodzie na taki ład państwowy. Aprobowała go i ceniła sobie wielka część burżuazji i nawet prowincjonalnej szlachty. Ich motywacje bywały różne. Władza absolutna zawsze lubiła wygrywać swe melodie na dwu strunach: ambicji narodowej i obawy przed zagrożeniami narodowej egzystencji. Hasło wielkich przeznaczeń Francji trafiało do środowisk szlacheckich; przynajmniej część szlachty była skłonna wierzyć w zagrożenie kraju przez potęgę Habsburgów. Burżuazja, zwłaszcza urzędnicza, była wrażliwa na hasła narodowej niezależności, bała się zagrożeń z zewnątrz, ale przede wszystkim nieszczęścia wojen domowych: ich pamięć była jeszcze bardzo żywa.
Wszelako poparcie społeczne dla „muskularnej” polityki kardynała Richelieugo zaczęło się wykruszać w ostatnich latach jego życia. Po jego śmierci wszystkie postępy na drodze rozbudowy absolutyzmu zakwestionowała Fronda. Richelieu rozczarował wielu spośród swych zwolenników,
nie zdołał bowiem urzeczywistnić programowych wartości etatyzmu: ładu, stabilizacji wewnętrznej, dobrobytu, bezpieczeństwa narodowego. Przede wszystkim zawiódł zamysł przymuszenia wszystkich, wielkich i małych, do posłuszeństwa władzy państwowej. Rzecz nie tylko w tym, że do ostatnich miesięcy życia Richelieu borykał się z arystokratyczną konspiracją. Spiski te były coraz bardziej niebezpieczne, ponieważ usiłowały się — nieudolnie — zaszczepić na wielkim ruchu mas, zdesperowanych polityką rządu. Rewolty plebejskie na wsi i w miastach przybrały po roku 1630 charakter endemiczny i wstrząsały podstawami społecznego ładu. Richelieu długo ich nie doceniał, lud traktował jak kariatydę porządku socjalnego stworzoną do dźwigania ciężarów w pokornym milczeniu. W ostatnich jednak latach ruch ludowy przysporzył mu wielu bezsennych nocy.
Kiedy w 1630 roku definitywnie zwyciężała orientacja polityczna kardynała Richelieugo, jego niefortunny, ale bystry rywal> kanclerz Michel de Marillac konstatował z niepokojem: „Cała Francja pełna jest buntów”. Dwanaście lat później, gdy Richelieu schodził ze świata, można było powtórzyć dokładnie to samo.
Problem polegał na tym, że potęga władzy, jej niepodzielność, wymuszanie od wszystkich posłuszeństwa — to dla Richelieugo wartości jedynie instrumentalne. Kardynał obiecuje swemu „najlepszemu w świecie Panu”, Ludwikowi XIII, że uczyni go najpierwszym monarchą całego chrześcijaństwa^ Francję zaś wyniesie do najwyższych szczytów wielkości. Nieszczęście chciało, że zarówno Ludwik XIII, jak i jego główny minister mieli zgodne i nader archaiczne wyobrażenie o wielkości. Ich zdaniem wielkość Francji i jej monarchy potwierdza się najpełniej na polach bitew i przy obleganiu twierdz.
Francuska historiografia akademicka zużyła wiele energii i papieru, aby udowodnić, że Richelieu nie miał żadnego wyboru: musiał, po prostu musiał wplątać niedostatecznie przygotowaną Francję do wielkiej wojny europejskiej. Teza taka nie wydaje się przekonywająca. Propagandyści Richelieugo — a miał ich wielu i dobrych — chętnie pisali o zagrożeniu Francji przez Habsburgów niemieckich i zwłaszcza hiszpańskich, o ich planach „monarchii uniwersalnej”,
233