okiem, chcąc sprawdzić wrażenie. Trzeba więc dobrze uważać, aby współczucie, jakie człowieka ogarnia, nie wypłynęło na powierzchnię twarzy wyrazem politowania i żalu. Wiemy wszystkie, że pisma te nigdy nie bywają wysyłane. Docierają jedynie do Niny Dmitrowny. Przebiegłszy je pewnie pobieżnie żmijowatymi oczyma, naczalnica, w najlepszym razie, do żaru przytkniętym listem biednej Karczak zapali sobie papierosa. Ale nasz siwy maniak nie wie o tym! Skrupulatnie oblicza dni, czy list jej już mógł dotrzeć do Stalina i kiedy przyjdzie odpowiedź. A ponieważ odpowiedź nie przychodzi, zdobywa nowy papier i na nowo pisze.
Poza tym jest zupełnie normalna. Uczynna, koleżeńska, pogodna. Lubi grać w szachy. Lubi szyć. Pyta, czy nie mamy jakichś naprawek. Może nam także wyhaftować bukiecik różyczek na rogu chustki do nosa. Przy całym pomyleniu umysł ma bystry i bardzo cięty język. Nigdy dotąd nie miałyśmy odważniejszego adwokata. Oświadcza nam, że ponieważ wmawiają w nią, że jest duszewnie bolnaja, będzie korzystać z bezkarności ludzi nieodpowiedzialnych za swoje czyny. Uważam, że wcale logicznie, jak na wariata. Kiedy nam z urzędu, wieczorem, lek-pom przychodzi głośno czytać gazetę - jakąś odwieczną, bo poczta tu dociera chyba raz na miesiąc - gazetę pełną jeremiad nad bezprzykładnym barbarzyństwem Germańców, wieści o głodzie i nędzy na zajętych przez nich częściach Ukrainy i oburzeń nad nieludzkim wywożeniem ludności cywilnej - komentarze pomylonej Karczak są wprost nieporównane.
- Wywożą ludność! Nu smatry. Nic, tylko im ktoś pokazał, jak się to robi. Bo ja już gdzieś słyszałam o wywożeniu na siłę całych obłaści. I to w zimie, w mróz. Nie pamiętacie, gdzie to było, Borysie Iwanowiczu?
Albo:
- Wot... to i stara gazeta. Głód na Ukrainie? Ja o tym głodzie na Ukrainie wiem już ho, ho - od lat. Piszą, że ludność korę je po lasach. Pewnie, że je. Jadła to i je. Nawykła. Trudno żądać, żeby German chleb ze sobą przywoził.
Nikt też tak odważnie nie umie się dobijać o lepsze dla nas jedzenie, o częstszą banię, o należyte traktowanie.
- Oni już teraz nie zakluczeni! Oni są wolni grażdanie! Był dogowor. Nielzia ich teraz szczytać za zakluczonych - krzyczy na cały stacjonar, gdy Nina Dmitrowna, robiąca co jakiś czas przegląd chorych, chce którąś z Polek odesłać na Loch-Workutę. - Wy się nie dajcie nastraszyć -
219