drażni i irytuje. Zatem nie mówię po rosyjsku, ale rozumiem już wszystko dawno i od biedy to i owo wystękam, gdy muszę. Do dłuższej jednak wymiany myśli brak mi i słów, i ochoty. Toteż zwykle, umywszy się, uczesawszy, naciągałam na siebie wszystkie swetry, bluzki, reformy, sowieckie kalesony, płaszcze i ręczniki - i odsiedziawszy przyzwoitą ilość chwil u skiperki, wracałam na mój gzyms. Raciszewska zostawała.
Przypuszczam, że racje miała rozmaite. Przede wszystkim było tam ciepło, po wtóre zawsze gorący sagan z zawarką fuczał na kuchence, po trzecie wreszcie, pomagając chaziajce w przyrządzaniu codziennej strawy, nie raz i nie dwa razy zostawała przez nią zatrzymana na obiedzie. Tłumaczyła mi się potem - choć jej oczywiście nie robiłam nigdy uwag na ten temat - że oddała im cały swój prowiant i że partycypowała we wszystkich kosztach, jeśli się skiperowi udało zdobyć coś ekstra na brzegu. Była zatem w porządku.
Dziwny babsztyl z tej Raciszewskiej. Tak jak w powierzchowności ma motywy bardzo szlachetne i godne poplątane z pospolitością i chamstwem, tak samo wnętrze jej mieni się zależnie od okoliczności. Tym, co w niej zawsze i mimo wszystko musiałam cenić i uznawać, to była jej nieustępliwa polskość, którą odważnie ciskała w oczy władzom i wszystkim najbardziej nieprzejednanym wrogom naszym po celach. Odwagi cywilnej i patriotyzmu można by się od niej uczyć, nie radzę jednak nikomu uczyć się od niej czegokolwiek więcej! Baba miewa humory i jak sama mówi, umie nią hrymać od rana. Biada wtedy okolicy!
- Będę żyć sto dwadzieścia lat, bo mi się tak podoba, i sto dwadzieścia lat będę ordynarna! - oświadcza przy byle okazji. - Patyczkować się? Właśnie! Daleko kto tym zajechał. Na to mnie Pan Bóg takim grzmotem na świat stworzył, żebym się nie dała zadeptać.
Nie. To jej w żadnym razie nie grozi. Jej spryt życiowy, umiejętność wyłapywania korzyści z powietrza, gdy chodzi o własny zysk - porównać mogę tylko z genialną zręcznością pani Ady, jakkolwiek metody obu tych dam były skrajnie odmienne. Gruboskórna głupota Raciszewskiej miała w sobie całe niezgrabstwo kogoś, kto sam niedowidząc, nie czuje, że go widzą inni. Ale choć makiawelizmy jej bywały ścibane zazwyczaj bardzo białą nicią, nieodmiennie dobrze na nich wychodziła. A to grunt.
Podobnie rzecz miała się ze skiperami. Zbyt gęsto i często napomykała o tym oddaniu im prowiantu, zbyt ostentacyjnie liczyła topniejące rzekomo ruble, abym wierzyła, że jej czegokolwiek naprawdę ubywa. O
258