i bekonów. W dniu odjazdu statek był już znowu przycumowany przy nabrzeżu w Nowym Porcie i wszystkie pomieszczenia międzypokładowe musiały być gotowe na przyjęcie pasażerów--emigrantów.
Około południa przyjeżdżali z miasta dyrektor Witkowski oraz jego zastępca, a jednocześnie przedstawiciel firmy Eller-mana pan Jeffrey. Przyjeżdżali też eksporterzy, którzy zwykle bywali na śniadaniu.
Śniadania te były dla mnie rzeczą bardzo uciążliwą. Jako kapitanowi i niby gospodarzowi statku, wypadało mi być obecnym, a tymczasem spotykało się podczas tych śniadań ludzi nieznajomych i najzupełniej obojętnych. Trzeba było siedzieć przy stole przeszło godzinę, za przykładem innych piło się wódkę i wino, gdyż zdawało się, że to koniecznie potrzebne dla towarzystwa. A tymczasem głowa była zajęta sprawami najbliższymi: Jak jest z ładunkiem? Czy pasażerowie wejdą na statek w porę? Kiedy będzie możliwy wyjazd?
Ze względu na częste przesuwania statku w porcie macierzystym trudno było kapitanowi znaleźć czas, ażeby spokojnie spędzić go w domu. Biorąc pod uwagę, że odległości w porcie gdańskim od miasta są duże, zwykle się składało tak, że prawie cały czas spędzało się na statku. Żony przychodziły do oficerów i gnieździły się w ciasnych kabinach. Ale tak być musiało, gdyż jeżeliby oficerowie ograniczyli swoje spotkania z rodzinami tylko do domu, to mało byłoby tych godzin. Zresztą oficerowie młodzi mieli tę przewagę, że kolejno otrzymywali w porcie macierzystym dnie wolne.
Na skutek tego wszystkiego zwykle byłem zadowolony, gdy można było dać sygnał odejścia i gdy po wyjściu z portu i po oddaniu pilota życie na statku zaczynało płynąć swym trybem normalnym.
Postój w Londynie przebiegał znacznie spokojniej, gdyż prawie nie potrzeba było zmieniać miejsca, wyładowywanie odbywało się w normalnych godzinach dziennych i bardzo rzadko urządzano tu jakieś przyjęcia. Ale podczas postoju w porcie zagranicznym nie mieliśmy swego domu, w którym można by znaleźć odpoczynek od otoczenia, jakkolwiek by było służbowego, w jakim się ciągle przebywało na statku.
331