zawsze było znacznie więcej chętnych niż miejsc, żeby podróż odbyć; traktowało się to po sportowemu.
Tylko Zygmunt Nowakowski nie mógł swego oblicza rozchmurzyć i wszystko mu nie dogadzało. Gdy weszliśmy do Kanału Kilońskiego, w którym spotkaliśmy „Kościuszkę” idącego na Lewant, tego samego „Kościuszkę”, którego Nowakowski postanowił nie oglądać inaczej jak na stuzłotówkach, to i wtenczas Nowakowskiemu wydało się, że specjalnie szybko minęliśmy się z nim, co nie pozwoliło należycie dojrzeć i przywitać znajomych. Toteż, zdaje się, wszyscy zrezygnowali z nadziei zobaczenia uśmiechu Zygmunta Nowakowskiego, gdy jest na morzu. Zapewne uśmiecha się w Krakowie lub gdy pędzi w wagonie ekspresu.
Przy wejściu do Kanału Kilońskiego nie ustrzegłem się przygody. Zawsze się odnosiłem do pilotów kanałowych z pewną rezerwą, gdyż niektórzy z nich są niedostatecznie ostrożni i na ogół manewrują statkiem z nadmiernym ryzykiem. Toteż gdy wschodziliśmy do śluzy, gdy szybkość wydawała mi się za duża i obawiałem się, że nie zdołamy statku zatrzymać przed dojściem do zapory śluzy wyjściowej, dałem obu silnikom szybkość wstecz. To oczywiście statek zatrzymało, ale na skutek jakiegoś jego kaprysu coraz bardziej zaczęło dziób zarzucać na kamienne nabrzeże, aż burta lekko dotknęła nabrzeża. Na nabrzeżu stał właśnie dyrektor Leszczyński, który przyjechał na nasze spotkanie z Warszawy. Spojrzał na mnie z wyrzutem. Na szczęście uszkodzenie nie było wielkie: burta została lekko wygięta na przestrzeni około 3 metrów i w kabinach załogi, które w tym miejscu się znajdują, wysadziło z gniazd koję. Trudno. W przyszłości jeszcze nieraz bywałem w położeniu bardzo ryzykownym na skutek złej zwrotności statku z pomocą maszyn, gdy nie ma biegu naprzód i statek nie może być kierowany sterem.
11 września przybyliśmy do Gdyni. Na nabrzeżu tłumy publiczności z niecierpliwością oczekujące „Piłsudskiego”. Wszędzie powiewały flagi. A my wszyscy na pokładzie motorowca byliśmy bardzo szczęśliwi, że odbyliśmy pomyślnie tę pierwszą podróż i że okręt ten przybył teraz do swego portu macierzystego, żeby stanąć do szeregu, żeby wyruszyć w swoje podróże, których niech będzie mu dane odbyć jak najwięcej — ku chwale i chlubie bandery narodowej.
395