Kutyłowskiemu, że stawię się na czas oznaczony w Quebecu, gdzie dyrektor Kutyłowski miał się z nami spotkać i potem razem podróżować dalej do Montrealu.
Przed wejściem do cieśniny napotkaliśmy przeszkodę nieoczekiwaną. Było mglisto i za zasłoną powietrza mało przejrzystego nie można było dojrzeć znaków ostrzegawczych oraz budynku latarni morskiej powstałej na zaledwie wznoszących się nad poziomem morza skałach. A tymczasem dokładne określenie pozycji było konieczne, ażeby wejść na właściwy farwater, po czym żegluga stawała się łatwiejsza, gdyż nawet przy istniejącej mgle należało się spodziewać, że oba brzegi cieśniny bardzo wąskiej będą widoczne.
Zacząłem więc krzyżować szybkością bardzo małą w okolicy wejścia na farwater, zbliżając się stopniowo, nieraz zatrzymując maszyny, nieraz, w niepewności, cofając się. Gdy zaczynaliśmy wszyscy na mostku tracić nadzieję, udało mi się dojrzeć we mgle biały budynek latarni morskiej. Zbliżyliśmy się, określiliśmy pozycję dokładnie i dalej mogliśmy już iść całą naprzód. Straciliśmy jednak w poszukiwaniu wejścia około półtorej godziny.
Udało się jednak przybyć do Quebecu w porę, było to późno w nocy. Razem z dyrektorem Kutyłowskim wsiedli na statek dziennikarze kanadyjscy oraz konsulowie nasi w Ottawie i Montrealu, panowie Pawlica i Kicki.
Przez pozostałą część nocy, przez cały prawie dzień następny szliśmy w górę potężną Rzeką Świętego Wawrzyńca, która przy ujściu ma 80 mil szerokości. Z początku szliśmy wzdłuż brzegu południowego, na którym widać było dużo osad, a w każdej, niezależnie od ilości mieszkańców, wieżę kościoła katolickiego i drugą — kościoła protestanckiego. Pomiędzy ujściem a Que-bekiem rzeka ciągle jest bardzo szeroka i nie zawsze widać oba brzegi. Po Quebecu rzeka się zwęża, zakręty stają się czasem bardzo ostre, prąd się wzmaga. Na obu brzegach widać coraz więcej osad, dobre drogi, którymi pędzą samochody, w oddali kolej żelazną.
Dzień był piękny i słoneczny. Gdy w godzinach popołudniowych byliśmy w odległości kilkunastu mil od Montrealu, zbliżanie się do tego miasta poznaliśmy po trzech samolotach, które krążyły dokoła nas i wykonywały rozmaite figury akrobatyczne. Jak się okazało, między dziennikarzami kanadyjskimi znajdował
414