Wykłady w Korpusie Morskim rozpoczynały się zwykle w połowie września, gdy kadeci starszych kursów po odbyciu pływania ćwiczebnego w lecie, po krótkim urlopie powracali do Petersburga.
W oznaczonym dniu pożegnałem się ze swoimi gospodarzami i razem ze wszystkimi moimi niewielu rzeczami stawiłem się w Korpusie. Ten pierwszy dzień był bardzo pracowity i pełen nowych wrażeń.
Dziwny i oryginalny był gmach Korpusu Kadetów Morskich. Naprzeciwko schodów głównych znajdowała się sala przyjęć, jednocześnie pierwsza sala muzealna, która była początkiem całej amfilady sal, położonych jedna obok drugiej, w których były ustawione zbiory cenne i rzadkie, zebrane w ciągu paruset lat. Równolegle do szeregu sal muzealnych biegł korytarz, który prowadził do sali jadalnej, słynnej w całym Petersburgu ze swojej wielkości (około 90 metrów długości). Za tą salą znajdowały się pomieszczenia najmłodszej klasy kadetów, zbudowane stosunkowo niedawno.
Korytarz ten zapamiętaliśmy, wszyscy kadeci, bardzo dobrze. Po pierwsze, przez 6 lat pobytu w Korpusie nieraz po kilka razy na dzień trzeba było tamtędy przechodzić, po drugie, w tym korytarzu odbywał się w każdą sobotę jakby rachunek sumienia dla wszystkich kadetów. Wystawiano nas w szeregu, przed szeregiem widzieliśmy dowódców kompanii i wychowawców, po czym przybywał dyrektor Korpusu razem ze swoim sztabem. Witał się z nami w kolejności ustawienia kompanii. Następnie wywoływano przed front tych kadetów, którzy albo się odznaczyli wyjątkowo złymi postępami w naukach, albo częściej tych,
4 — Z floty carskiej... 33