wami-kluczami były niewątpliwie: Bóg, grzech, łaska, zbawienie, niebo itp.; w wieku XIX — materia, fakt, ewolucja, postęp; w wieku XX — względność, proces, przystosowanie, funkcja, kompleks. W XVIII stuleciu słowami, bez których oświeceni nie potrafili sformułować żadnej zadowalającej konkluzji, były: natura, prawo naturalne, pierwsza przyczyna, rozum, uczucie, ludzkość, doskonałość (trzy ostatnie, jak się zdaje, przydawały się już tylko bardziej wysublimowanym umysłom).
W każdej epoce owe magiczne słowa mają swoje wejścia i wyjścia. I jakże skromnie wchodzą i wychodzą! Zapewne nawet byśmy nie zauważyli ich zbliżania się lub odejścia, gdyby nic uczucie lekkiego zażenowania, trwożliwe skrępowanie faktem, że wciąż się nimi posługujemy. Słowo „postęp” bardzo długo miało świetne notowania, ale obecnie, zwłaszcza kiedy posługujemy się nim w dobrym towarzystwie, czujemy już wyraźną potrzebę złagodzenia jego wymowy poprzez użycie cudzysłowu, tego konwencjonalnego usprawiedliwienia, które nam wszystkim pozwala uniknąć kompromitacji. Słowa o nieco bardziej starożytnym rodowodzie sprawiają nam jeszcze więcej trudności. Czyż podczas wojny prezydent Wilson nie wprawił nas w' spore zakłopotanie, występując publicznie i mówiąc — w jakże podobnych warunkach — o „ludzkości” albo szczerze przyznając się do swojej miłości do „rodzaju ludzkiego’? A co do Boga, grzechu, łaski i zbawienia — ożywianie tych upiorów martwej przeszłości uważamy za niewybaczalne. Tak bardzo wytrąca nas z równowagi ich każdorazowa pojawienie się, tak skutecznie, nawet w najbardziej sprzyjających okolicznościach, psują nam styl.
W XVIII wieku tc dostojne słowa, chociaż jeszcze słyszalne, już wychodziły z mody, w każdym razie w wyższych sferach społecznych. Wprawdzie teologowie nadal darzyli je wielką estymą, ale nawet oni czuli się zobowiązani do przedstawienia racjonalnego uzasadnienia takiego postępowania. Słynna praca biskupa ButleraAnalogy o/Religion, Nataral and Revealed (Analogia religii naturalnej i objawionej, 1737) to tylko jedna, aczkolwiek najbardziej staranna i gruntowna próba tego typu. Wszelako u ludzi bywałych, literatów i światowców, owe szacowne słowa budziły niesmak. Oświeceniowa elita, niezdolna do wymówienia ich bez skrępowania, powszechnie posługiwała się surogatami i eufemizmami, które budziły mniej sprecyzowane, a dzięki temu mniej kompromitujące skojarzenia. Wizję zbawienia w Państwie Bożym zastąpiło niejasne, impresjonistyczne wyobrażenie „przyszłego stanu”, „nieśmiertelności duszy”, ogólnie rozumianej ziemskiej i społecznej fćłicite lub peifectibditedu genre humain. Łaskę przetłumaczono na cnotę — znaczeniu tego słowa charakterystyczny odcień nadawały pewne klasyczne reminiscencje — ce fonds de rectitude et de bonte morale, qu.i est la base de la vertu, jak to ujął Marmon-tel14. Zyskanie opinii „męża cnotliwego” było zarazem punktem wyjścia i dojścia — bez konieczności bolesnego badania duszy dawało poczucie życia w stanie społecznej akceptacji bądź też, jeśli opinia miała charakter bardziej generalny, życia w autentycznej świętości. Przypuszczam, że Hume i Franklin, podczas pobytu we Francji, mieli takie poczucie w stopniu nie mniejszym niż którykolwiek święty Kościoła.
Wraz z przeniesieniem Państwa Bożego na ziemię oraz powierzeniem rozstrzygania o sensie istnienia ludzkiej, a nie boskiej akceptacji, zmianie musiał ulec nie tylko wizurunek Boga, ale także dystans dzielący Go od człowieka. Nie było jednak tak (jeśli nie liczyć paru zatwardzialców), że w XVIII wieku Bóg przestał być ludziom potrzebny. Większość była wszakże zbyt przyzwyczajona do stabilnego społeczeństwa o ustalonej 14 Memoires (1828), t 2, s. 195.
59