nad głowami. Jednak formy zmieniają się. W naszych oczach przechodzą przerażającą metamorfozę wywołaną brakiem przestrzeni. Przede wszystkim siedzący wewnątrz próbują zamknąć drzwi. Do przedziału wchodzi majestatyczny Arcykapłan. Wygłasza kilka frazesów, błogosławi, gładzi główki dzieci; przewrócony na podłogę, a potem rzucony , na siatkę bagażową ględzi dalej namaszczonym głosem o godności matki, grzeszności środków antykoncepcyjnych,. o „kalendarzyku”. Ciężarne kobiety opowiadają o swoich kłopotach z mężami, inne jadą na kurację do wód, zrozpaczone swoją bezpłodnością. Równocześnie z zewnątrz rośnie ciśnienie, ściany wyginają się. Żywa masa w zamknięciu jest tak ściśnięta, że zaczyna kipieć. Następują po sobie jeszcze dwa, trzy wybuchy. Ruch miesza się z krzykiem. Wreszcie wszystko nieruchomieje. Z masy wydobywają się w milczeniu młodzi. Siadają obok siebie i zaczynają flirtować, wabić się. Ich głosy w ciszy przypominają uchanie gołębi.
1
\ Była to wizja sztuki oparta wyłącznie na ruchu, na ^ śnięciu żywej masy. Dialog miał tylko wchodzić pewnych momentach i komponować poszczególne •fazy tego procesu, który odbywał się wewnątrz za-przestrzeni.
! W ciągu lat zbierałem wycinki z gazet, robiłem wy-\ ciągi z broszur i książek, prowadziłem koresponden-I cję ze specjalistą demografem, moim kolegą gimna-L zjalnym, który stał się jedną z powag naukowych na skalę światową.
/^ Rozwój tego widowiska postępował jakby dwutoro-j wo. Z jednej strony moja wyobraźnia wytwarzała j i gromadziła ciągle nowe „obrazy”, a z drugiej strony \ rosła „dokumentacja”, stos informacji. W ciągu lat od powstania we mnie tego pomysłu — pewne obra
zy odchodziły lub po prostu, nie utrwalone w piśmie,
zginęły bez śladu, podobnie zresztą było z wycinkami i notatkami, których część zaginęła, część leży w pokładach papierów, a tylko część dochowała się do dnia dzisiejszego, do chwili realizacji. Oczywiście w krainie sztuki (dramatu) rzecz rozwija się od obrazu do obrazu, ale obrazy te rosły na kupie notatek-^ i wiadomości na tym gazeciarskim i statystycznym I nawozie, z którego obrazy czerpały swoje soki (informacje).
Jeden z artykułów nosił tytuł: 5000 noworodków na godziną. Artykuł ukazał się przed kilku laty w angielskiej gazecie „Forward” i został oparty na danych z Rocznika Demograficznego ONZ-tu. Oczywiście tłumacząc te dane na użytek „teatralny” — szkicowałem obrazy: Na piętrowych wózeczkach ułożone szeregami jak bułki w piekarni leżą niemowlęta. Pielęgniarki pchają wózki lub krążą z ładunkiem dzieci, krążenie jest coraz szybsze. Ten obraz powstał w oparciu o obraz taśmy produkcyjnej, transportera w kopalni oraz pewnych obrazów przedstawiających piekło i niebo w wyobrażeniu malarzy XV i XVI wieku — gdzie anioły i diabły transportują całe naręcza dusz zbawionych lub potępionych do miejsca ich przeznaczenia.
Innym obrazem, który chciałem wprowadzić, była piwnica, stały w niej kobiety-naczynia. Wyobrażałem to sobie jako sklepioną na kształt piwnicy pracownię uczonego, gdzie szeregami stoją kobiety-naczynia w kształcie amfor, dzbanów... Uczony miał chodzić od naczynia do naczynia, zaglądać do nich... Ta wędrówka miała być przeplatana monologami i dialogami. Kobiety żywe miały być naczyniami mówiącymi. Na przykład jedno z tych „Naczyń” mówi do Uczonego-Pustelnika: uderz we mnie swą laską
[423]