946. W przedmowie do pierwsze] części te] tu pracy miałem już sposobność podkreślić, iż termin kultura, używany w naukach etnologicznych, posiada dwa znaczenia: węższe i szersze. W obrębie pierwszego z nich mieści się 1) kultura materialna, 2) kultura duchowa (w tym zakresie, jak ją przedstawiłem w trzech pierwszych działach drugiej części moje] książki, tzn. na s. 15—1529) oraz 3) kultura społeczna1 2. Natomiast przez kulturę w rozumieniu szerszym pojmujemy wszystko, o czym była mowa przed chwilą, z dodaniem jeszcze całego tzw. języka3. Badacze zajmujący się kulturą ludów egzotycznych albo też etnologią ogólną niejednokrotnie włączają język w zakres swych dociekań. Między innymi uczynił tak już słynny Edward Tylor, poświęcając 5. i 6. rozdziały swej znanej książki „Cywilizacja pierwotna" właśnie językowi czyli mowie. Niewątpliwie stanowisko podobne ma bardzo wiele za sobą; jednakowoż rozważania na ten temat zaprowadziłyby nas stanowczo zbyt daleko. Wystarczy tu, gdy stwierdzimy, iż podejście do tych rzeczy musi ulec zasadniczej zmianie, kiedy etnograf daje syntetyczny zarys kultury ludowej krajów europejskich i niektórych innych. Mowa mianowicie, względnie ludowe języki czyli gwary używane w tych krajach stanowią już dziś przedmiot bardzo -daleko posuniętych badań i studiów ze strony fachowców-językoznaw-ców czy dialektologów, które to badania i studia swą szczegółowością, wielką rozległością oraz — co najważniejsze—zupełną odrębnością -daleko wykraczają poza ramy nauk etnologicznych w ścisłym rozumieniu słowa. Tak tedy i ja nie mogłem w „Kulturze ludowej Słowian" uwzględnić ludowych gwar słowiańskich, gdyż swym zakresem zbytnio odbiegłoby to od całej pozostałej treści mej książki. Odrzuciwszy jednakowoż mowę ludu, znalazłem się w pewnej trudności z zakresu systematycznego układu. Z językiem bowiem w ogólnoetnologicznych opracowaniach słusznie kojarzone bywają takie poddziały kultury, jak onomastyka i symbolika znaków. Te zaś poddziały żadną miarą nie mogły być pominięte w mojej pracy. Miałem zatem przed sobą dwa wyjścia: 1) albo utworzyć osobną, czwartą część książki obok kultury materialnej, duchowej i społecznej, i tam umieścić poddziały wymienione przed chwilą, traktując je jako coś w rodzaju niby resztek związanych z nieuwzględnionym przeze mnie czwartym działem kultury (w szerszym znaczeniu ostatniego słowa), to znaczy z mową czyli językiem, 2) albo też — przez wzgląd na konieczność traktowania poddziałów onomastyki i symboliki znaków w tym samym mniej więcej, to znaczy tak samo szczupłym zakresie, jak wszelkich innych, i przez wzgląd na rażąco drobne rozmiary, jakie z konieczności musiałaby mieć w stosunku do innych osobna część książki poświęcona li tylko onomastyce i wspomnianej symbolice, — włączyć je po prostu w drodze wyjątku do kultury duchowej. Ze względów praktycznych zdecydowałem się na wyjście drugie. Uczyniłem zaś to tym chętniej, że wielu systematyków cały w ogóle język zalicza do tej właśnie kultury1.
. Dlaczego zaś onomastyka oraz symbolika znaków bywają stawiane przez etnologów tak blisko języka, tego, jak sądzę, nie trzeba uzasadniać obszernie. Co się więc naprzód tyczy pierwszej z nich, to każdy wszak dobrze rozumie, że materiał onomastyczny z samej natury rzeczy może i musi być badany przede wszystkim metodami językoznawczymi i że — jako taki — stanowi w pierwszym rzędzie domenę dociekań fachowców-lingwistów. Wszyscy, co ten punkt widzenia lekceważą, z reguły narażają się na konsekwencje swego stanowiska, stając się ofiarą elementarnych i grubych błędów, odbierających ich wysiłkom przeważną część albo i całą w ogóle wartość. Gdy chodzi zaś o symbolikę znaków, to ona znów nie na skutek stosowanych do niej badawczych metod, lecz dzięki swej najgłębszej i najistotniejszej treści zbliża się do mowy czy języka. Istotnie, czym że są w gruncie rzeczy co do genezy i porozumiewawczego znaczenia wszelkie słowa, jak nie zewnęirznymi symbolicznymi znakami — właśnie znakami! — pojęć, marzeń, pragnień i w ogóle różnorodnych wewnętrznych przeżyć duchowych? I jakaż jest prawdziwie istotna różnica między, powiedzmy, takimi oto głośno wypowiedzianymi wyrazami jak np. pięć czy dziesięć a par excellence symbolicznymi .znakami: Y i X? Albo jakaż jest istotna różnica między wołaniem: Przybywajcie na pomoc! a sygnałowym znakiem ogniska rozpalonego na wzgórzu, które u danego ludu w myśl ustalonej tradycji ma identyczne z powyższym wołaniem znaczenie? Inna rzecz, iż mowa tak przeniknęła nasze myślenie, że dziś nie umiemy już prawie myśleć nie mówiąc, i myślenie bywa przez niektórych badaczy, jak dajmy na to, Johna B. Watsona, wprost utożsamiane z bezgłośnym mówieniem. Nie przeczy to jednak oczywiście wcale symbolicznemu charakterowi mowy w ścisłym i codziennym rozumieniu ostatniego słowa.
Uzasadnienie tego podziału podałem niedawno w artykule: Z zagadnień sy
stematyki kultury (Przegląd Współczesny t. 18, r. 1939, s. 73—97).
* Ob. ib. s. 79, gdzie streściłem, bardzo zresztą krótko, uzasadnienie wyłączenia iezyka z kultury sensu stricto.
Ob. ib. s. 83 sa. (cf. też w tvm związku ib. s. 88—9).