str 006 007

str 006 007



Na korytarzu rozległy się odgłosy ciężkich kroków. Zazgrzytał klucz otwierający zasuwę. Do celi wszedł strażnik w mundurze austriackim z kagankiem w ręku, rozjaśniającym nieco wnętrze. Chłopak poruszył się niespokojnie i otworzył oczy, mrużąc je przed światłem. Strażnik podszedł do leżącego i trąciwszy go końcem buta, rzekł:

—    Ty przeklęta duszo! Wstawaj, tylko zaraz! Przyjechała twoja matka, pewnie, aby cię przed śmiercią pożegnać!

W tej samej chwili zza jego pleców wysunęła' się kobieca postać, w podróżnej mantylce. Wysoka, z kaskadą złocistych włosów i rysach twarzy bliźniaczo podobnych do leżącego, rzuciła się ku chłopcu.

—    Karolku, synku mój najdroższy! Oo oni z tobą zrobili! Tyś przecie chory! Jakże zmi-zerniałeś, masz gorączkę. O Boże mój!

. Tuliła wątłe ciało 'syna, całując jego spocone czoło. Chłopiec szeptał coś niewyraźnie, przyglądając się przerażonymi oczami matce. Zdawał się jej nie poznawać.

—    Dziecko, czy mnie nie poznajesz?

—    Pić! — wyszeptał tylko.

Kobieta sięgnęła po podróżną torbę i wyjąwszy z niej manierkę, poczęła delikatnie poić chorego. Pił łapczywie, bez chwili wytchnienia, wpatrując się nieustannie swymi niebieskimi oczyma w twairz matki. Opróżniwszy manierkę znów opadł na posłanie.

Całej tej scenie przyglądał się w milczeniu strażnik o bezmyślnej twarzy, nie wyrażającej żadnych ludzkich uczuć. Kobieta podniosła się z klęczek i zwróciła doń:

—    Proszę mi pomóc podnieść mego syna. Zabieram go do domu, mam pozwolenie od komendanta. Powóz czeka na dworze.

Powiedziała to głosem stanowczym i twardym, mierząc go nienawistnym spojrzeniem.

—    A papier podpisany? — zapytał strażnik niepewnie, nie spodziewając się ani ostrego tonu kobiety, ani takiego obrotu sprawy.

7


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
str 006 007 przed gmachem świadczą, że w pałacu odbywa się jakaś uroczystość. Ale ulice toną w ciemn
str 006 007 mensa i jego starszą siostrę Albertynę francus* kiego płynnie, i to zanim nauczyli się m
str 006 007 OPIS CZĘŚĆ I UTRZYMYWANIE
str 006 007 Sprzymierzeni systematycznie obracali w perzynę pierwszy, drugi, piąty i dziesiąty basti
str 006 007 ków między dworami oraz ich sił militarnych. Nie zaniedbał też fechtunku i jazdy konnej,
str 006 007 jak ono wyglądało. Zapewne wychpwawcy Kazimierza, zgodnie z ówczesnym ; obyczajem, 
str 006 007 danego ochotnika. Fakt, że Bogusławski wybrał piechotę, a nie jazdę, świadczy o jego nie
252 OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R. nistrant zadzwonił na podniesienie, rozległ się straszny huk w powi

więcej podobnych podstron