formacji patrolom rosyjskim. Przeprowadzony w okolicach Brańska i Rudek rekonesans potwierdził wszystkie te wiadomości, które przynieśli wywiadowcy. Powstańcy mają w lasach składy broni. Gdy napotkają wojska rosyjskie, uciekają i kryją się po wsiach, a tam wśród ich mieszkańców są już bezpieczni.
W swoim raporcie Maniukin musi wspomnieć o jeszcze jednym istotnym wypadku, jaki rzuca się w oczy. Wszystkie drogi stały się teraz niebezpieczne. Nie można spokojnie przejechać. Niemal cała korespondencja i depesze wpadają w ręce powstańców.
Na końcu tego długiego raportu chyba umieści uwagę, która będzie jedynym pozytywnym akcentem, choć zdawałoby się bez znaczenia. Chodzi tu mianowicie o fakt, iż na teren guberni grodzieńskiej nie przybywają oddziały powstańcze zza granicy, to znaczy z Królestwa. Wśród „buntowników” znajdują się niemal wyłącznie ludzie tutaj urodzeni.
A więc tak będzie wyglądał raport, który musi napisać generał Maniukin. Nie będzie ukrywał niczego, wprost przeciwnie — podkreśli właśnie, że znajduje się w kłopotliwym położeniu. Tak, tak będzie najlepiej. Napisze, że znajduje się wkłopotliwym położeniu.
Generał zatrzymał się przy oknie. Niby wiosna, ale wciąż jeszcze zimno i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższych dniach się ociepliło. Po prostu nie chce się wychylać nosa z domu. A oni w tych lasach... Dziwni ludzie... Buntownicy...
General ocknął się z zamyślenia, spojrzał znów na białą kartkę papieru i po chwili siadł przy stole, biorąc pióro do ręki.
*
Ogniska płonęły w ciemnościach. Bezchmurne niebo usiane było gwiazdami, połyskującymi między koronami drzew. Od ziemi ciągnął dokuczliwy chłód. Na polanie porozsiadali . się grupkami mężczyźni w zarzuconych na plecy kożuchach. W lesie panowała głucha cisza, przerywana od czasu do czasu krzykiem spłoszonego ptaka.
Wróblewski, oparty o pień potężnego drzewa, z troską spoglądał na twarze powstańców. Będzie musiał poprowadzić tych ludzi do boju. Ilu ich wróci do domu? Jaki będzie 'wynik tej walki? Czy starczy sił, aby stawić opór wrogowi? Niełatwo odpowiedzieć na te pytania. Wśród zgromadzonych wokół ognisk mężczyzn dostrzegał znajome mu twarze. To łudzie z jego szkoły myśliwskiej. Przybyli tu do lasów niemal wszyscy jego podopieczni. Cały trud jego agitacyjnej działalności teraz dawał owoce.
— Piękna noc, choć zimna — przerwał mu nagle rozmyślania czyjś głos. Wróblewski obejrzał się i zobaczył pułkownika Duchyńskiego.
Onufry Duchyński nie był z tych terenów. Nie znał prawie języka białoruskiego, którym
39