Koniec historii nie nastąpił, nie znaleźliśmy się też w cudownej krainie techne, obiecywanej przez futurologów. Upadek państwowego komunizmu nie doprowadził narodów do bezpiecznej demokratycznej przystani, a horyzont, jaki się przed nami roztacza, nadal przysłaniają chmury przeszłości, widmo bratobójczych walk i wojen domowych. Ci, którzy patrzą w przeszłość, stwierdząją, że wszystkie potworności niegdysiejszych rzezi odżyły w rozpadąjących się państwach - w Bośni, na Sri Lance, w Osetii i Rwandzie - i że nic się właściwie nie zmieniło. Ci, którzy spoglądąją w przyszłość, prorokują, że osiągnięta dzięki rozwojowi rynków i technologii wząjemna zależność stworzy istny raj i że wszystko już wygląda inaczej albo wkrótce się zmieni. Odnieść można wrażenie, że jedni i drudzy obserwatorzy sięgąją po różne almanachy, wyjęte z bibliotek całkiem odmiennych planet.
Każdy uważny czytelnik prasy codziennej, który zapoznaje się na pierwszych stronach gazet zarówno z wiadomościami o rzeziach i wojnach domowych, jak i z zamieszczanymi na stronach gospodarczych doniesieniami o mechanizmach działania globalnej infostrady i ekonomicznych aspektach fuzji wielkich firm telekomunikacyjnych, każdy, kto świadomie przyjmuje do
5