miotu. Przy tym ani przedmiotu, ani podmiotu nie rozumie się tutaj w tym sensie, iżby podmiot robił coś z przedmiotem lub, odwrotnie, przedmiot doznawał czegoś ze strony podmiotu. Fenomen nie jest wytwarzany przez podmiot, a tym bardziej podmiot nie stanowi dlań oparcia ani dowodu. Cała istota fenomenu dana jest w tym, że jawi się „komuś”. ,Kiedy ów „ktoś’’ zaczyna mówić o tym, co się jawi, wówczas mamy do czynienia z fenp? menologią.
Wskutek tego, że fenomen jawi się „komuś”, iego zjawiskowość ma trzy warstwy: l)ukrycie (względne), 2) stopniowe ujawnianie sip. i jjh przejrzystość (względną). Warstwy te sa Icorelatywne (choć nie identyczne) względem trzech warstw życia: 1) przeżywania, 2) rozumienia i 3) świadczeni^ Dwie ostatnie postawy, jeśli mają charakter naukowy, składają się na działalność fenomenologiczną.
Przez c,przeżycie’* rozumiemy aktualne życie, które z uwagi na swe zna-czenie stanowi"jedność (W. Dilthey, Gesammelte Scnriften, VII, s. 194). Przeżycie nie jest więc czystym „życiem”; po pierwsze, jest. uwarunkowane przedmiotowo (jest er-lebt, prze-żywane), po drugie zaś - jest nierozerwalnie związane z jego interpretacją jako przeżycia. „Życie'’ samo jest nie do uchwy-cenia. „Tym, co odsłania ~«Młodzieniec z Sais», jest postać, a nie życie” (W. Dilthey, tamże, s. 195). „Praprzeżycie”, które stanowi podstawę naszych przeżyć, zawsze i nieodwołalnie znika w chwili, gdy kierujemy na nie naszą uwagę. Moje życie, które prze-żyłem (er-lcbte) pisząc kilka słów poprzedniego zdania, jest ode mnie dokładnie tak samo oddalone jak „życie”, które przeżyłem pisząc przed trzydziestu laty zadanie szkolne: życie to przeminęło już i nie mogę go już z powrotem przywołać. Co więcej, przeżycie mojego pisania, które dokonało się przed chwilą, nie jest mi bliższe od przeżycia pisania egipskiego skryby, który przed prawie czterema tysiącami lat układał swój liścik na kawałku papirusu. Bez znaczenia jest okoliczność, że był to ktoś „inny” niż ja, albowiem ten chłopiec, który przed trzydziestu laty pisał zadanie szkolne, jest w moich rozważaniach zrazu także kimś „innym”; muszę dopiero zobiektywizować samego siebie w swoim ówczesnym przeżyciu. To. co bezpośrednie, nie jest nam dane nigdy i nigdzie, musimy je zawsze rekonstruować2. Nawet do siebie samych, tj. do swojego najbardziej własnego życia, nie mamy żadnego dostępu. Naszym „życiem” nie jest dom, w którym mieszkamy, ani też ciało, z którym przecież możemy przynajmniej coś zrobić. Stajemy przed nim bezradni. To, co wydaje nam się największą różnicą i największym możliwym dystansem, a mianowicie różnica między mną a „innym”, sąsiadem zza ściany czy Chińczykiem, kimś spotkanym wczoraj czy też żyjącym przed czterema tysiącami lat - jest niczym w porównaniu