Obraz7 (5)

Obraz7 (5)



150 LOSY PASIERBÓW

Za parę minut wręczył więźnia dyżurnemu podoficerowi prefektury, ten zdjął mu kajdanki, odebrał posiadany paszport i zamknął do celi.

W izbie było sucho i widno, lecz Zygmunt nie mógł sobie znaleźć miejsca. Był bardzo roztargniony. Wiedział, że ciężar kary zależny będzie w dużej mierze od tego, jak się będzie tłumaczył podczas pierwszego badania; że chwilę tę powinien wykorzystać na przygotowanie argumentów i słów hiszpańskich na swoją obronę, lecz w żaden sposób nie mógł skupić się nad tą sprawą. Myśl przerzucała się od jednego tematu do drugiego, przesuwając się po rzeczach z gruba i bez żadnego ładu. Raz komentował któreś z pocieszających zdań opatrznościowego marynarza, drugi raz czepiał się incydentu z chuderlakiem, lub mknął do ranczy na Gśnowa. Rzekłbyś widział swą rodzinę, Jak się cieszy jego spóźnieniem, mniemając, że znowu dostał pracę. Najuporczywiej wracała mu przed oczy wyobraźnia, jak Domka otrzymuje prawdziwą o nim wiadomość.

O czwartej podano mu garnuszek maty i dwa Chleby połowę. Bubowik wypił matę duszkiem, a do jadła nie miał żadnej ochoty. Czekał niecierpliwie na przesłuchanie. Lecz upływały godziny, a po niego nikt nie przychodził.

Ciemno już było na dworze, gdy zjawił się mówiący po polsku blondyn, każąc mu wychodzić.

—    Venga, seflor! — rzucił rozkazująco.

—    Na przesłuchanie?

—    Venga pronto! — powtórzył sucho.

Wyprowadził z obrębu budynków prefektury

na ulicę, kierując się nią do odległego o parę-set kroków portu. Zatrzymał się dopiero nad krawędzią betonowej przystani i zaczął do Zygmunta po polsku:

—    Słuchajcie. Robiłem wszystko, ażeby waszą sprawę z miejsca umorzyć, co mi się udało. Jesteście wolni.

—    Jak to? Wolny zupełnie?! — nie wierzył własnym uszom.

—    Tak, zupełnie. Macie paszport. A co do krzywdy wam wyrządzonej w Swifcie, to nic nie można zrobić. To jest fabryka angielska, a oni tu tak się rządzą, jak w swoich koloniach. Do tego wy cudzoziemiec. Radzę wam pojechać do konsula polskiego w Buenos Aires.

—    Psiakrew! — zawołał uderzając dłonią po (“zole. — Jak to mnie samemu nie przyszło do głowy?

—    Możliwe, że on wam coś pomoże. A teraz możecie tu wziąć łódkę i jechać do domu. Do widzenia — wyciągnął rękę.

—    Ależ panie! — zawołał Zygmunt. — Dajżeż swoje nazwisko i adres, bym mógł się odwdzięczyć.

—    Nie trzeba — odparł. — Ja później sam was

odwiedzę.

Uścisnął dłoń i oddalił się szybko.

Zygmunt gonił za nim wzrokiem zdumiony. W to, że w żyłach młodzieńca płynęła krew bratnia, nie wątpił, dziwił się natomiast jak on będąc zwykłym marynarzem, zdołał jego sprawę umorzyć, jakich środków do tego użył 1 dlaczego nie chciał wyjawić swego nazwiska. Jednak czuł do niego w tej chwili tyle wdzięczności, że gotów był głowę za niego oddać.

Tymczasem wołanie przewoźnika przypomniało mu, że czas w drogę.

Wieczór był ciepły i cichy. Dymy z kominów fabryk szły równo jak struny w niebo. Gładka tafla szerokiego na kwartał kanału w świe-


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
30045 Obraz4 (3) 304 LOSY PASIERBÓW Najdalej w dziesięć minut wyjechali dwu-kółką na Montevideo. Sz
Obraz0 (2) 216 LOSY PASIERBÓW czór wyprawili żyłanisa do sklepu, aby przyniósł parę butelek zimnego
Obraz4 (2) 244 LOSY PASIERBÓW dziła w głowę konia Dubowika. Zwierzę zrobiło parę kroków i zaryło no
Obraz1 (2) 318 LOSY PASIERBÓW mieściły na niej koła. Po bokach biegły rowy zabagnione. Roślinność z
Obraz5 (2) 226 LOSY PASIERBÓW —    Mówi, że jemu za ciężko, nie może. —
Obraz4 (3) 284 LOSY PASIERBÓW towarzysza jeszcze jeden kufel, zapłacił za wszystko i zaczął naglić
83579 Obraz 2 (7) 160 LOSY PASIERBÓW ry naszej, polskiej, warto powiedzieć parę słów 0   &

więcej podobnych podstron