szkoły. Najwięcej dają rodzice, których dzieci uczą się świetnie, najmniej - ale za to z hukiem - ci, których dzieci mają problemy.
Ojciec pewnej uczennicy, która osiągała wysokie wyniki w nauce, poprosił mnie na rozmowę. Zaoferował, że pokryje koszty studniówki każdego ucznia z klasy córki, którego nie stać zapłacić za ten bal. Powiedział, że nie wyobraża sobie, aby jego dziewczynka się bawiła, a jej koleżanki czy koledzy nie mogli przyjść z powodu braku pieniędzy. Bywałem wychowawcą bardzo biednej młodzieży, ale uczyłem też ludzi średnio i bardzo zamożnych. Nie zdarzyło się, żeby w zespole rodziców nikt nie wystąpi! z inicjatywą, iż pokryje koszty imprez klasowych za osoby, które naprawdę na to nie stać. Z przykrością muszę powiedzieć, że uczyłem też dzieci znamienitych i zamożnych łódzkich polityków, ale ci nigdy na podobną propo-zycję się nie zdobyli. Natomiast zdarzało im się obiecać mieszkania dla wszystkich lub coś w podobnym stylu, ale na obietnicach zawsze się kończyło. Wiadomo, był to okres wyborów'. Osoby, które składały ofertę autentycznej pomocy, prosiły zwykle o dyskrecję. Często, aby nie być posądzonymi o małostkowość, oferowali pomoc, gdy dziecko już skończ}-}o szkołę. Kiedyś jeden absolwent spotkał mnie na stacji benzynowej, gdy tankowałem paliwo do swojej łady, i powiedział: „Nie mogłem patrzeć, jak pani profesor męczy się w swojej pracowni, ale dopiero teraz (tzn. po skończeniu szkoły) ojciec zdecydował się przekazać pieniądze na remont jej sali'’. Remont tej pracowni kosztował kilkadziesiąt tysięcy złotych, ale władze miasta nie dołożyły do niego ani złotówki.
Nic tak dawno zostałem zaproszony do restauracji na obiad przez rodzica absolwentki. Oprócz mnie i wspomnianego ojca był jeszcze kolega z pracy, fizyk. Gościnność jest wielką cnotą i uznaję ją za najlepszą formę wyrażenia wdzięczności. Parę lat temu ktoś mi przysłał zaproszenie na obiad dla dwóch osób do drogiej restauracji. Wziąłem druczek, poprosiłem żonę o towarzystwo i udałem się pod wskazane miejsce. Zdaje się, że nadawcą był właściciel tej restauracji, ale nie jestem pewien. Nie było okazji porozmawiać. Innym razem koleżanka polonistka poprosiła mnie o bycie osobą towarzyszącą na pewnej uroczystości. Sama jeszcze nie wiedziała jakiej, ale chciała tam iść. Otrzymała druczek zaproszenia na dwie osoby od jakiegoś rodzica na bal w Pałacu Poznańskiego przy ulicy Ogrodowej w Łodzi. Już miała to zaproszenie wyrzucić, gdyż na początku pomyślała, że to reklama czegoś, ale w końcu się przyjrzała i pojęła, iż to oferta zabawy. Nadal nie wiedziała jakiej. Byliśmy ubrani tak sobie, ale dzięki zaproszeniu ochrona wpuściła nas do środka. A wewnątrz bawiła się łódzka śmietanka, sporo polityków, ale byli też ludzie kultury. Przybyli goście spoza Łodzi: śpiewał Stanisław- Soyka, uśmiechy przesyłała Wisława Szymborska, a przemówienie wygłosił między innymi Karl Dedecius. Na parterze
152