66
Jerzy Topolski
nijmy, że w świetle tej koncepcji obok intencji autora (intentio auctoriś) istnieje również intencja dzieła, umożliwiająca różne jego odczytania, jednakże nie odczytania wszelkie1.
Dyskusje o interpretacji i nadinterpretacji znalazły swą kontynuację m.in. w Polsce, w tym ostatnim przypadku w stosunkowo najbardziej rozwiniętej formie w postaci dyskusji wokół tekstu Andrzeja Szahaja p.t. Granice anarchizmu interpretacyjnego, opublikowanej w 1997 roku w „Tekstach Drugich”2. Tekst Szahaja jest wersją poglądów R. Rorty’ego, a odrzuceniem stanowiska U. Eco, broniącego obiektywności interpretacji. Jak wiemy, Rorty zakwestionował wprowadzone przez Eco odróżnienie interpretacji z jednej strony i użycia tekstu z drugiej, stwierdzając, że nie ma takich elementów (cech itp.) tekstu, które miałyby istotny (centralny) dlań charakter i stanowiły w ten sposób przedmiot interpretacji, w toku której miałyby być odkryte. Jedynie użycie tekstu nadaje mu sens i ewentualną koherencję.
Przyjmując pogląd Rorty’ego, a także - dodajmy - znanego teoretyka literatury Stanley’a Fisha, według którego granice interpretacji nie istnieją w samym tekście, lecz znajdują się po stronie odbiorcy, którym jest (termin wprowadzony przez Fisha) wspólnota interpretacyjna, Szahaj na swój anarchizm interpretacyjny nakłada jeden tylko warunek: aby interpretacja, będąca zarazem komunikatem kulturowym, była „interkomunikowalna”. Szahaj pozostaje także przy pojęciu nadinterpretacji (zgodnie z poglądem Fisha i Cullera), określając ją jako propozycję interpretacyjną, „która jest zbyt nowa, zbyt odległa od istniejącej kompetencji kulturowej wspólnoty, do której jest skierowana, aby mogła uzyskać status interpretacji prawomocnej”3, z czego wynika, że trudno przeprowadzić granicę między interpretacją a nadinterpretacją, a określić jakąś interpretację jako nadinterpretację można jedynie „lokalnie”.
Mimo tych zastrzeżeń koncepcja Szahaja spotkała się z dość zgodną krytyką, choć oczywiście różnie akcentowaną. Ryszard Nycz zarzuca mu kreowanie własnego mitu (tolerancyjnych i pogodnych ludzkich społeczności interpretacyjnych) poprzez walkę z wiatrakami w sensie na przykład polemiki z pojęciem „tekstu samego w sobie”, czy „ostatecznej interpretacji”, których już dziś nikt nie broni. Stefan Morawski jest zdania, że „granic interpretacji nie należy rozmazywać, że pewne wskazówki tek-stualne wymagają ich respektowania”4. Zwraca on także uwagę na to, że wspólnoty interpretacyjne mogą przerodzić się „w sekty tępiące ogniem i mieczem konkurencyjne perspektywy kulturowe”5. Tenże autor zwraca ponadto uwagę na to, że skupienie się wyłącznie na recepcji, z lekceważeniem autora i tekstu, jest niebezpieczne (zdradliwe), co jest m.in. sprzeniewierzeniem „kontekstowi macierzystemu, którego przybliżone odtworzenie pozwala oddzielić swobodne wariacje interpretacyjne od sensu (wymowy dzieła) zamierzonego”6. Jerzy Kmita dowodzi, że koncepcja
U. Eco, I limiti deltinterpretazione, Milano 1990: 32-33 i inne.
„Teksty Drugie” 6(48), 1997: 5-33.
Tamże: 22-23.
Tamże: 58.
4 Tamże: 59.
Tamże: 60.