138 WACŁAW BERENT
— A ty, pan Borowski, pożal się nad Mullerem i wyrzucaj go won od siebie. U pijanego, wiadomo: dusza przez gębę lezie! Powiada, że jeśli w łeb sobie strzeli, to tylko dla onej to Zośki twojej... A Jelsky jest na kobiety drań! Czuju!!
Pan von Hertenstein, nie rozumiejąc nic, zżymał się na ten ochrypły, pijany i natrętny głos.
— Idź precz, Kozaku, idź precz!...
— Ja liustra szukał i was nalazł. Liustro zbić chcę!... Spiegel zerschlagęn 26, baron Hertenstein!
— Tłucz, rób, co chcesz!
— Zbiję!... A ty, pan Hertenstein, po co tu przyszedł? Modlić się — ha? Wiadomo — duszę zapomnieć!... I ja — i mnie
— bełkotał czepiając się każdego z nich po kolei — i mnie tu ciasno w waszej Buropie... Pójdziesz do akademii?7: „Tfu, jak wszyscy umieją!”, pójdziesz do galerii: „Boże ty mój, co ludzie już arcydzieł namalowali” — przytłoczy, zgniecie, zdepcze. Pójdziesz do kawiarni: łeb jak dynię rozedmie. Mądrzy wy, mądrzy! Wiek słuchąj, nie nauczysz się!... A sam ja co? Tfu! I artystą chciał zostać!... Zapłacze dusza! Dawaj — zapiju! Przyjdziesz hań gdzie zapomnieć: głupstwo na głowę wskoczy, w czuprynę się wczepi i — paszo!! — hajda, galop! U was wszystkiego za dużo w Buropie waszej, za dużo, za duzoTr Miejsca dla duszy me~maTTT.
— Ni ma, ni ma! — skarżył się i żalił, gdy go za drzwi wypychano. — A ty, pan Borowski, żonie małą to rączkę wycałuj pięknie ode mnie — wołał poprzez głowę Hertensteina.
— Kobiety wy by mnie dali, dobrej, poczciwej!... Buchnąłby na kolana, stopy całował i beczał, beczałby!... Tobie, pan Borowski, żony przez to nie ubędzie, a ja duszę zleczę, wymyję łzami, wyczyszczę z błota!... Na wykształcenie pluję! oddam panu Turkułowi: dramat zrobi; wszystko inne tam — mężo-
** (niem.) — zbić lustro. . .. ,
27 do akademii — być może chodzi o wspaniały gmach Akademu Sztuk Pięknych w Monachium, o którym pisze S. Wit kie wic* CMonografie artystyczne, op. cit., s. 285).
wi — niechaj! A mnie serca trochu kobiecego... Baby, baby mi dąjcie! ta dobrej baby!...
Wypchnięto go wreszcie za drzwi. Tam począł niebawem wrzeszczeć jak sroka; zataczając się od ściany do ściany, darł się ochrypłym głosem:
— Nad moim wieńcom Druhny płakały...
— Cicho, Pawluk, bo cię wyleją z lokalu!
Lecz on wparł się niebawem gdzieś w kąt i tłukł głową o ścianę.
— Uch, padlec, podlec!... Przedał jak Judasz!1... Za sztu-kuy mówili; za ono won draństwo, za publikę przedał!...
Wreszcie ucichło wszystko; w sali tylko gwarno było przy spuszczonej kurtynie. W ciemnej loży milczano.
Jakieś swarliwe głosy na korytarzach, potem raptowny trzask i brzęk, co z łoskotem metalicznym potoczył się jakby po kamieniach, echa szklane we wszystkich kątach teatru zbudził, nagłą ciszę wszędzie wyczarował i utonął niebawem w ogólnej wrzawie, krzyku i tumulcie.
— Zbił! — rzekł Borowski.
Pod koniec antraktu orkiestra starała się grać poważnie, kelnerzy snuli się majestatycznie, na głośniejsze śmiechy sykano gdzieś z kąta. Ludzie byli już podnieceni i poddawali się biernie tym nieokreślonym, nie wiadomo skąd idącym nakazom. Wreszcie dzwonienie: długie, powolne, proszące o skupienie.
Numer główny programu!
Przed kurtynę wyszedł jegomość w tużurku i obwieścił żałobnie, iż panna Yvetta Guilbert w drodze powrotnej do Paryża raczy wystąpić raz jeden tylko.
jak Judasz — aluzja do opowieści biblijnej o 30 srebrnikach; tu nie wiadomo wszakże, o co cnodzi Pawlukowi; jeśliby odtworzyć jego asocjacje, to nąjpewniej chodziłoby o konflikt „sztuk? -kobieta” pojawiający się w Przeznaczeniu Turkuła.