296 LOSY PASIERBÓW
— Moja Domka?! Za nic w życiu! To jest wykluczone!
— Tu, bracie, wszystko jest możliwe. Jedna drugą ciągnie do zdrady. Ot, namówili hurtem kobietę podczas twojej nieobecności i poszła. Jak to mówią u nas: Nie wierz koniowi w drodze, a babie w domu.
— To prawda, ale moja Domka nie jest zwykłą babą. To jest przyjaciel najwierniejszy, część duszy mojej. Jak już przyszło do tego, to panu powiem coś więcej o sobie. My bieżeńcy zza ryskiego parkanu.
— Naprawdę? Z jakichżeż okolic?
— Ze Starych Dróg, jeżeli pan słyszał.
— Nawet byłem nie raz. Ciekawe! To znaczy się, że myśmy tej samej doli.
— Co, pan też stamtąd?
— Jeszcze dalejszy. Od nas do Starych Dróg najlepszym koniem bez popaski nie zajedziesz. A chcesz pan wiedzieć, że nas jest tu więcej trochę.
— Aż mi weselej się zrobiło — rzekł ściskając ziomkowi rękę. — I dawno już tutaj?
— A już ot — piąty roczek, chwała Panu Bogu. Tak samo żonę mam tutaj.
— Też zza parkanu?
— Nie, wileńska.
— A myśmyż to nawet do tej samej szkoły chodzili i w tym samym chórze śpiewali. Na tych samych bywaliśmy wieczorynkach i tej samej sprawie oboje służyli. To samo nas cieszyło, to samo do życia rwało, a potem duszę gniotło. Po wojnie pewien czas wspólnie ukrywaliśmy się przed bolszewikami i wspólnie uciekali z domu. A wie pan, że nic tak człowieka nie wiąże jak wspólna niedola i wspólne ukochanie tej samej rzeczy.
— Mówię, ci braciszku — przepraszam że ja Już przechodzę na ty.
— Ależ, kochany. Toż bliżejszych sobie jak my ludzi nie ma.
— Mówię ci, że to nie tylko baba, jak mówisz, ale część duszy i serca. Drużebna jak rzadko która, i jak mało która udała, pomocna człowiekowi na każdym kroku.
— Kobiecina umie pisać ładnie, szyje dobrze na maszynie i leczyć też umie nie gorzej jakiegoś felczera, bo gdy ja w wojsku byłem, ona przy polskim szpitalu wojskowym służyła.
— Miała okazję przyuczyć się.
— Tak, dużo się nauczyła. Gdy ktoś na przykład rękę sobie nożem skaleczy, czy zemdleje na festynie w upał, czy w mroźną zimę w piecu silnie napaliwszy juszkę za-wcześnie w kominie zasunie i czadem się zatruje, czy dzieciak latem grochu czy innej zia-lepuchy się obje, czy komuś na nogi róża złośliwa się przyczepi czy załatucha, czy ktoś biegunki lub zatwardzenia za przeproszeniem dostanie — ona na wszystko znajdzie sposób i środek. Drzazgę spod skóry bez igły dostanie, najmniejszy proszek z oka wyjmie i najgorszy wrzód z ciała usunie. Ot — przetnie go w poprzek brzytwą, wyrwie stryżeń z korzeniami, zamyje, zamaści, zasuszy i w końcu tylko szra-mek, lub dołek maleńki na tym miejscu pozostanie. Wszystko co felczer umie: wanny chlebne przystraja, spirtem plecy naciera, bańki stawi suche i nasiekane, kołtuny babom ścina, pjawki do łydek przyczepia i wszystko inne. Braciszku kochany!...
— Ciekawa postać. Przepraszam że ci przerywam. Skoro ona jest tak zaradna i umie czytać, to uprowadzenie na rozpustę wykluczone. Taka się nie da oszukać.