OY
kryłem, że ta metoda jest zgodna z tym, co naukowcy wiedzieli o zachowaniach zwierząt. Był to język, który człowiek mógł wykorzystywać do porozumiewania się z końmi.
Nauczyłem się słuchać koni.
Kontynuowałem ten eksperyment na okrągłym wybiegu w Salinas z mustangami, które schwytaliśmy na wyścigi dzikich kom.
Jednakże pierwsze testy tej teorii przeprowadziłem na pustynnej wyżynie w Nevadzie, gdzie me było żadnych ogrodzeń ani innego człowieka w zasięgu wzroku. Moje pragnienie zbliżenia się do mustangów, zrozumienia ich i uczenia się od nich, dało mi jeszcze coś, co wykraczało poza moją ówczesną wiedzę.
Moje wiadomości były ograniczone. Byłem tylko dzieciakiem. Niemniej jednak spędziłem sporo czasu z jednym szczególnym mustangiem i sprawiłem, że przestał ode mnie uciekać i zaczął się do mnie zbliżać. Po upływie dwudziestu czterech godzin chodził juz za mną wszędzie. To były najdziksze, nieujarzmione konie Ameryki i oto jeden z nich w istocie zachęcał mnie, bym został jego przyjacielem.
Przerwałem ten eksperyment, wróciłem szybko na ranczo Camp-bełla położone w pobliżu miasta Eureka w środkowej Nevadzie, które było bazą naszej wyprawy, i opowiedziałem innym, czego dokonałem. Byłem przekonany, że bardziej doświadczeni jeźdźcy przyjmą moje idee i spróbują je sami zastosować. Z całą pewnością, myślałem, podejście to upowszechni się i zrewolucjonizuje sposób, w jaki traktujemy konie. Teraz rozumiem, ze brzmiało to jak jakaś szalona opowieść młodego człowieka z nadmiernie rozbudzoną wyobraźnią. Zostałem wyśmiany.
Mustang z rzepami w czuprynie.