Ajas
To wpadam w lęk i drżę od trwóg Jak lotnych oko gołębi.
Bo gdy po nocy błysnął świt,
Wraz głosów złych mnie doszedł zgrzyt Hańbiący ciebie do głębi,
Żeś ty wśród koniopląsych błoń W Danaów łup wymierzył broń I na zdobytych bydło stad Z błyszczącym mieczem wpadł.
A takie szepty i gawędy Wymyśla, głosi Odys wszędy.
Rychło uwierzy rzesza,
Bo ta zbyt łatwo głosom wierzy I słysząc to, co inny szerzy,
Jeszcze innemu opowiada,
A szyderstw wraz przymiesza.
Bo gdybyś w wielkich zmierzył strzał, Nie chybisz snadź ty celu,
Lecz chybisz, gdybyś na cel brał Mnie, którym jeden z wiełu;
Zawiść ku możnym się podkrada.
A bez tych wielkich człek pośledni Zawodnym twierdzy wałem.
Słabych zaś poprą ci, co przedni,
A ci znów wzrosną z małym.
Lecz próżno tej mądrości wieść Dla rzeszy głupich nieść,
A od tych ludzi idzie krzyk,
Wiedz zaś, nie stłumi go, o panie,
Bez ciebie tutaj nikt.
Bo takie poczną wnet krakanie,
Gdy wzrok odwrócisz w tył,
Jak ptaków rój, gdy minie bój,
A sęp się w górę wzbił.
Lecz starczy, byś się zjawił tu,
A tym snadź zbraknie tchu!
HOR
Czyż Ąrtemida, co turów dosiada,
Zeusowa córa — o, straszna ty wieści,
Mej hańby matko! — pchnęła cię na stada Te nasze — za to, że wyszła bez części Z walki zwycięskiej, żeś broni jej w darze Ani nie oddał łani na ołtarze?
Czyż Enyalios, w miedź twardą okuty,
Żeś niepamiętny był jego pomocy,
Nocną tą hańbą skarał grzech twej buty? Boś przecie nigdy do dzisiejszej doby Tak nie pobłądził, synu Telamona;
Z dopustu bogów mogą przyjść choroby, Lecz niech twa głowa będzie uchroniona — Zeusa i Feba mocą od niesławy!
Jeśli zaś królów to kłamstwo zbrodnicze I syn Syzyfa je ukuł nieprawy,
Bacz, byś w namiocie ukrywszy oblicze Nie sycił niecnej tej wrzawy.
Więc nuże, rusz się, bo dziś ci nie trzeba W gnuśnym i w męki pełnym zawrzeć się spokoju.
Ażby żar klęski tknął nieba.
Wrogowie bowiem o hańbie twej roją,
j
W cichym schronieniu, skryci przed zawieją,
Z twego nieszczęścia się śmieją.
I złością zieją oszczercę.
Aż moje krwawi się serce.
Z namiotu A ja sa wychodzi T e km e
43