IV, 8 ni Zakres wiedzy ludzkiej
jak niektórzy przesadnie górliwi zwolennicy lubj przeciwnicy niematerialności duszy chcieliby wmówią światu. Osoby te albo, z jednej strony, zbytni® ulegają swemu całkowicie przez materię owładnię-temu myśleniu i dlatego niczemu niematerialnemu nie mogą przyznać istnienia, albo, z drugiej stronni znajdując, że myślenie nie należy do naturalny cła mocy materii, którą tylekroć badali najuważniej wnioskują ufnie, że nawet sama wszechmoc nie| móże obdarzyć postrzeganiem i myśleniem sub-1 stancji, której przysługuje cecha masywności. Kto] zważy, jak trudno w naszych myślach pogodzi® doznawanie zmysłowe z rozciągłą materią albo" istnienie z czymś kompletnie pozbawionym roz-| ciągłości, ten się zgodzi, że bardzo daleki jest od tegóa by wiedzieć z pewnością, czym jest jego dusza. Jes# to sprawa, która, jak się zdaje, leży zupełnie poza? zasięgiem naszego poznania; a kto pozwala sobie rozważać ją swobodnie i wejrzeć w ciemne, zawiłe; strony każdej z hipotez, ten uzna zapewne, że jego rozum nie wystarcza do stanowczego opowiedzenia! się za lub przeciw materialności duszy. Bo z jakiejkolwiek strony na nią spojrzy, czy to jak na substancję nierózciągłą, czy jak na myślącą rozciągłą materię, trudność wyobrażenia sobie jednego czyi drugiego będzie go stale popychała w kierunku przeciwnym, gdy tylko myśl zajmie się jednym z tych przypuszczeń. Nierzetelne to postępowanie, na jakie pozwalają sobie niektórzy ludzie, gdy z powodu jakiejś niejasności w jednej hipotezie przerzucają się gwałtownie do hipotezy przeciwnej, choć jest ona nie mniej niezrozumiała dla nieuprzedzónegó umysłu. Pokazuje to nie tylko słabość i nieudolność ftaszegó poznania, lecz i to, jak nieznaczny jest tryumf z tego rodzaju argumentów, które, z własnych naszych poglądów się wywodząc, mogą nas przekonać, że z tej strony zagadnienia nie możemy znaleźć pewności, lecz bynajmniej nie pomagają nam zdobyć prawdy przez to, że przerzucamy się na ■tronę przeciwną i przyjmujemy pogląd, który po zbadaniu okazuje się obarczony równymi trudnościami. Jaką bowiem pewność i jaką korzyść daje komuś to, że chcąc uniknąć pozornych niedorzeczności i nieprzezwyciężalnych dla niego trudności w jednym poglądzie, szuka ratunku w poglądzie przeciwnym, który jest oparty na czymś równie niewytłumaczalnym i tak samo nieuchwytnym dla Jego zdolności pojmowania? Nie może być sporu co do tego, że jest w nas coś, co myśli; same nasze wątpliwości, dotyczące natury tego czegoś, potwierdzają pewność tego istnienia, choć musimy się z tym pogodzić, że nie wiemy, jakiego tó rodzaju byt. Daremnie- usiłowalibyśmy zachować się tu sceptycznie; zresztą i w większości innych przypadków jelt rzeczą przeciwną rozumowi odrzucać stanowczo inlinienie jakiejś rzeczy z tej racji, że nie jesteśmy zdolni pojąć jej natury. Chętnie bym się dowiedział, t zy jest taka substancja, która by nie miała czegoś, 60 wprawia w zakłopotanie nasze umysły. Jak bardzo puszą przewyższać nas wiedzą inne istoty duchowe, któro widzą i znają naturę i wewnętrzną strukturę iflpGGzy. A jeśli do tego dodamy rozleglejszą zdolność pi i|niOwania, która pozwala im widzieć od jednego Wij rżenia związek i zgodność bardzo wielu idei1