Chwalić męża prawego, co godzien pochwały, jest to hołd winny dawać przymiotom i cnocie.
Nie idzie drogą podchlebstw człowiek doskonały, Widzi świetny blask szychu, lecz zna się na złocie, Chęć zysku błahych myśli na nim nie wymodli,
Ta chwalcę upokarza, chwalonego podli.
Rzecz jasna, iż nie mógł Krasicki nie wypowiadać — osobiście lub 1 korespondencji — eleganckich komplementów pod adresem Fryderyka, || te mierzyć należy miarą ówczesnych konwencyj obyczajowych i dworskiej etykiety. Swoimi towarzyskimi talentami obłaskawiał groźnego i cynicznego władcę, który niewątpliwie też był zafascynowany osobowością i europejskim formatem biskupa z podbitego i znienawidzonego narodu. Mógł mu I despotyczną łaskawością zwiększyć dochody, zezwolić na wyjazd, ale nie potrafił go sobie podporządkować, duchowo zniewolić, nie potrafił przełamać jego po mistrzowsku uprawianego „dworskiego szarletaństwa”.
Ponadto Krasicki zapisał się w opinii współczesnych nieledwie jako sybaryta. Z lubością uczestniczył w wytwornych przyjęciach i balach, I imieninowych, urodzinowych i rozmaitych innych fetach — sam chętnie i z gustem imprezy takie organizował, spraszając liczne grono gości. | elegancją urządził swą warmińską rezydencję, od razu mnożąc długi, których z okrojonych dochodów nigdy nie był w stanie spłacić. Często bywający w Lidzbarku Lehndorff przedstawił świadectwo wiarygodne i wielce wymowne, które pozwala dostrzec w rezydencji biskupiej urządzony ze smakiem ośrodek kultury i życia towarzyskiego: „gdy widzi człowiek | Heilsbergu wspomniane rzeźby, obrazy, wyrafinowany stół i wykwintne towarzystwo podczas uczonej konwersacji, trudno mu uwierzyć, że jest tak bliski bieguna”. Lidzbark nie był samotnią. Dzięki Krasickiemu tętnił życiem, promieniował kulturalną atmosferą, elegancją stylu życia. Wyrobiło to jego gospodarzowi opinię człowieka rozrzutnego, bo trybu życia i upodobań nie potrafił zmienić. Były to zaś upodobania kosztowne; obejmowały nie tylko wykwintny stół, francuskie wina i dobrą czekoladę, ale także kolekcję sztychów, bibliotekę, scenę teatralną i — co stało się prawdziwą pasją Krasickiego — urządzanie i pielęgnowanie ogrodu, budzącego szczery zachwyt wszystkich gości bywających w Heilsbergu.
iI Czyż można jednak potępiać Krasickiego, że przekładał dobrą czekoladę nad złą, że gustował w dobrych winach, a nie w kwaśnych cienkuszach? Długi były raczej wynikiem nieuniknionych kosztów utrzymania biskupiej rezydencji, a przede wszystkim były skutkiem pruskich restrykcji finansowych. Zbyt łatwo zlekceważono świadectwo Franciszka Ksawerego Dmochowskiego z komemoracyjnej Mowy na obchód pamiątki Ignacego Krasie-kiego: „Właściwa jest rzecz umysłom wyniosłym nie przywiązywać ceny do Httiędzy. Tę obojętność Krasicki w najwyższym miał stopniu. Ludzie bogacili się przy nim, a on prawie zawsze był potrzebującym”.