Salę aasnuła lekka mgiełka. Kiedy po chwili opadła, przed panem vooi Spat składało pokłon siedem biało ' ubranych dziewcząt.
Głęboko spod ziemi dały się słyszeć dźwięki szalonej muzyki; towarzyszyło im głuche bicie w bębny i talerze. Pan von Spat otworzył oczy, z których biło srebrno-błękitne światło, i ujął rękę jednej z dziewcząt. I oto wszyscy ujrzeli, jak w siedmiu iden- I tycznych postaciach tańczył jednocześnie z siedmiu I dziewczętami. Kiedy skończył się taniec, znowu zam- I knął oczy i zastygł nieruchomo.
Nagle w ścianie, do której nie przylegał żaden I pokój i która tworzyła zewnętrzną ścianę domu, bez- I głośnie otworzyły się wielkie drzwi, których uprzed- I nio nikt nie zauważył. Przez nie widać było salę z za- I stawionymi stołami. I jakiś głos zawołał po trzykroć; I — Do stołu! Do stołu! Do stołu!
Głos ten Melchiorowi wydał się znajomy. W I drzwiach stała stara sprzedawczyni owoców z placu I Dworcowego i rzucała gościom jabłka.
Wśród śmiechu i głośnych rozmów zebrani u- I stawili się w pary. Każdemu mężczyźnie towarzy- I szyła naga kobieta. Zofia stanęła u boku Melchiora. I Pan von Spat towarzyszył jednej z biało ubranych I dziewcząt. Pozostałych sześć szło na końcu pochodu. I O związanym profesorze po prostu zapomniano.
Goście zajęli miejsca przy stołach. Sześć dziew- I cząt usadowiło się tak, że obok każdej pozostało jedno I wolne krzesło.
Ściany sali okrywały białe, jedwabne zasłony. I Dwa wielkie żyrandole zwisały z sufitu, a tkwiące I w nich niezliczone świece rozsiewały oślepiające I światło. Stoły uginały się pod najbardziej wyszuka- I nymi słodyczami i winami.
Stara przekupka krążyła między stołami i obsługiwała gości, zalewając ich potokiem słów i za-
chęcając do jedzenia. Kiedy zbliżyła się do Melchiora, by nalać mu wina, szepnęła:
- Mądry jesteś, mój chłopcze. Od razu mnie poznałeś. Ale nie jesteś dość mądry. Strzeż się! Dobrze ci życzą, ale muszą słuchać się, kogo trzeba!
— Kogo mam się strzec? — również szeptem zapytał Melchior.
— Tego musisz się domyślić — odparła stara. — Mnie nie wolno tego zdradzić!
Melchior chwycił ją za rękę.
— Nie puszczą cię — syknął — dopóki mi nie powiesz więcej! Dopóki mi nie powiesz wszystkiego!
Stara uwolniła ręką z siłą, o którą trudno było ją podejrzewać, i wymamrotała odchodząc:
Pierścień na palcu,
Twarze za oknem.
Krzyżują się drogi.
Wiatry wieją od północy.
Wkrótce nadejdzie czas.
A oni czekają. Czekają.
— Krzyżują się drogi? Wiatry wieją od północy? Wkrótce nadejdzie czas?— powtarzał Melchior niedosłyszalnie. Przenikał go dziki niepokój i tęsknota, a w gardle czuł dławiące łkanie. Ale udało mu śię opanować. Rozejrzał się po sali Nikt nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy byli zajęci jedzeniem. Przez pewien czas dało się słyszeć tylko rytmiczne przeżuwanie i siorbanie. Jedynie Zofia usłyszała rozmowę Melchiora ze starą i ze smutkiem i przerażeniem patrzyła nań swym wielkimi oczami
jwnież pan
=ś
— Odejdzie ode mnie daleko — pomyślała, js Siedem dziewcząt siedziało ze spuszczonymi p-czami, jakby pogrążone w miłym śnie. Również I
J43L