41
Na to nie ma rady i wyczerpawszy wszystkie środki — należy uciec się do żargonu.
Nie o Cesarstwo nam jednak chodzi. Nie jesteśmy powołani do pisama recept, do obmyślania losu tamecznym żydom, Nam chodzi o Polskę, o prowincje zabrane.
Tu są żydzi dotknięci mniei więcej tymi samymi ciosami, co w Rosji. Tutą> większe grozi im niebezpieczeństwo: kompletne zmoskwicenie. Ci wszyscy, którzy od r. 18(30 do niedawna dawali tyle dowodów patrjotyzmu i poświęcenia, zmuszeni są posyłać dzieci do szkół rosyjskich, albo w chu.]-derach — stosownie do ukazu z listopada 1888 r. — uczyć ich tego języka. Polszczyzna zupełnie wyeliminowana z nauczania. Prywatnie nawet lekcyj podobnych nie wolno udzielać. Grozi im więc zupełne wynarodowienie, narzucenie im tej mowy, tej kultury, tych uczuć, które przez autochtonów poczytywane sa za szkodliwe, za wrogie. A znikąd nie ma ratunku, sposobu zaradczego. W najlepszym razie przychodzi z towarem swoich idei taki „Hauzfrapid wśród Warszawy rozbijając namioty palestyńskie, oblepione w dodatku etykietami rosyjsk.mi. A nie ma nic wstrętniejszego nad rosyjski patrjotyzm i język w ustach polskiego żyda.
Wobec tego jeden tylko punkt wyjścia pozostaje. Powiedzieliśmy, że polityki żydowskiej nie ma, i nie ma jednolitości, uniwersalności żydów. U nas, w Galicji, jest nam żargon nienawistnym, skazanym na tępienie; w Królestwie inaczej1 powinien on stać się