terstwie lożowem. Mowa ta jest ciekawa przedewszystkiem jako nieznany utwór wybitnego uczonego i działacza.
Mówca rozpoczyna od utyskiwań, iż śmierć okrutna kosi coraz to nowe ofiary:
„Ziemio nieszczęśliwa! kiedyż twych synów płakać przestaniesz? czyś mało jeszcze ofiar okrutnej dała śmierci? tej nienasyconej śmierci, która ich już tyle wzięła z Polski; w boju za jej swobody i zwrócenie samowładztwa; w boju, na którego sprawiedliwość wszystkie zgodziły się narody! tej, mówię, śmierci, która co orężem zniszczyć i co jeszcze rodzinom ojców, synów, braci wydrzeć nie zdołała; to powoli w swą ponurą przeprawia krainę, pozbawiając nas wszelkich sławy narodowej szczątków i tej garstki bohaterów, któremiśmy się z tego najbardziej cieszyli względu, że dzieci nasze z podań przez nich czynionych tej samej uczyć się mogli miłości Ojczyzny, którą Polak od wieków słynął i która krwi w żyłach jego duchem stała się żywotnym.
„Ciągły smutek panuje w tobie, powtarzam, nieszczęśliwa kraino! Nieraz albo ocznym wypada być świadkiem w kwiecie młodości schodzących z tego świata obrońców twoich i groby ich skrapiać łzami braterskiemi, albo w pismach publicznych wyczytywać okropne doniesienia żalów familijnych nad podobnemi stratami, które tern więcej przenikać nas muszą, gdy się często dotyczą osób, co świętemi krwi lub przyjaźni związkami niegdyś z nami połączone były”.
Urmowski przechodzi do osoby zmarłego:
„W liczbie tych żałosnych wiadomości kogoż z tej tu okolicy odebrana o śmierci Ludwika Korna, na dniu przedostatnim marca r. b. w Warszawie zapadłej, nie przeraziła? Wojownik dopiero co zapuszczający się w wiek męski, pełen cnót, przez które do szacunku dla siebie każdego zniewalał, dla których równi mu i niżsi granic w przywiązaniu i miłości do niego nie znachodzili, najlepszy swej ziemi obywatel, za którą w dalekie Europy kraje do najkrwawszych śpieszył bojów, dla przyjaźni całe swe serce wylewający, brat najczulszy i twój, nieszczęsny ojcze, syn najgodniejszy! Twoja nadzieja, twojej starości jedyna podpora, upadła, zgasła! Któż z nas na to doniesienie,
0 tej niewypowiedzianej stracie, łzy nie wyroni?”.
Mówca powraca do rozważań ogólnych na temat śmierci:
„Boże Wszechmocny! tylu dobrodziejstwy obsypawszy ludzi, te najdoskonalsze rąk Twoich dzieła, tyle światła Swego na nich wylawszy, dla czegóż sam wyrok śmierci na człowieka wydany zasłoną pokryłeś najgrubszą? Dlaczego tenże człowiek, któremu dałeś władzę duchem swoim wzbijać się
1 wznosić aż do tronu Twego odwiecznego, dlaczego co do samej tylko śmierci w ciemności pozostawać musi? Proch nikczemny—patrzaj — ośmiela
35