Walter Lacjueur
tocznych i politycznych. Sporą część winy zrzuca się na pracowników opieki społecznej (na przykład w Skandynawii), którzy nauczyli imigrantów zręcznego korzystania z systemu świadczeń socjalnych Niektórzy duchowni tłumaczą wiernym, że mają oni prawo do pobierania wszelkich możliwych świadczeń i że jedynie głupiec nie skorzystałby z rozmaitych dotacji osiągalnych w zachodnich społeczeństwach. Zamiast podkreślać wagę wykształcenia i tłumaczyć nowo przybyłym, jak znaleźć pracę, stworzyli wśród imigrantów wrażenie, że państwo zadba o ich potrzeby, a nawet jest zobowiązane do zapewnienia im wsparcia, gdyż stali się ofiarami niesprawiedliwego porządku świata, kolonializmu i tak dalej. Tym oto sposobem środki rozdysponowano zarówno między potrzebujących, jak i tych, którzy byli zdolni do podjęcia pracy. Dotowano więc nawet bojowników szykujących się do działań z użyciem przemocy - nie tylko ugrupowanie Kapłana w Niemczech, lecz również samobójczych zamachowców w Wielkiej Brytanii oraz islamistów ze Skandynawii i Holandii.
W gettach zaczęły powstawać ogniska nędzy - w większym stopniu we Francji i Wielkiej Brytanii, w mniejszym w Niemczech i Skandynawii. Panowało bezrobocie, zwłaszcza wśród młodszego pokolenia, i powstało wrażenie, że setki tysięcy młodych mężczyzn pochodzenia tureckiego, arabskiego i północnoafrykańskiego, chętnych do podjęcia prawie każdej pracy, są pozbawionę szansy na zatrudnienie po prostu ze względu na nazwisko i to, skąd przybyli. Jednak żadne tego typu skargi nie płynęły od imigrantów z Indii, w tym Sikhów, ani z Dalekiego Wschodu. Co więcej, imigranci przybyli z Cypru nie napotykali trudności, z jakimi borykały się osoby przybywające z Turcji. Robotnicy budowlani, hydraulicy i inni rzemieślnicy, a także nianie z Europy Wschodniej cieszyli się w Europie Zachodniej najwyższą renomą i byli na wagę złota. Opiekunki z Filipin darzono wielkim uznaniem. Zagranicznych robotników budowlanych wręcz rozchwytywano, lecz pracowników pochodzących z krajów muzułmańskich próżno było szukać na placach budowy. Istniało spore zapotrzebowanie na ludzi również poza sektorem usług. Chętnych do pracy w tych dziedzinach nie pytano o adres; nie grało roli, czy mają na imię John lub Henry czy też Mustafa lub Ali.
Dużą część odpowiedzialności za tak niefortunny stan rzeczy można by rzeczywiście przypisać władzom, którym nie udało się pokierować imigrantami tak, aby znaleźli sobie produktywne zajęcia. Władze nie skoncentrowały się wcześniej na zapewnieniu dostępu do szkolnictwa specjalnego ani szkoleń zawodowych. Jednak przeważnie nie było winą władz, że młodzi ludzie porzucali szkoły
Migracje i praktyki albo że nie potrafili nauczyć się języka nowego kraju zamieszkania (co w całej Europie stanowiło pewien problem, chociaż nie tak poważny jak w Anglii i we Francji). Nasuwa się więc jeszcze jedno pytanie: czy było coś szczególnego w społecznych i kulturowych uwarunkowaniach tych rodzin i jednostek, co nie pozwalało im osiągnąć podobnych wyników jak imigranci z innych kultur? Wiele zależało od środowiska rodzinnego. Skoro dziewczęta z tych rodzin radziły sobie w szkole o wiele lepiej niż chłopcy, czy przyczyną nie mogło być to, że w odróżnieniu od chłopców, dziewczętom nie pozwalano na wielogodzinne włóczenie się z gangami po ulicach? A może rodzice nie potrafili zapanować nad swymi synami? Może chodziło też o to, że rodziny wywodzące się z tych religijnych i kulturowych środowisk przywiązywały mniejszą wagę do edukacji świeckiej niż ludzie z innych krajów? Takich pytań w zasadzie nie stawiano, tym bardziej więc nie szukano na nie odpowiedzi. Być może ci, którzy mogliby je zadać, obawiali się posądzenia o rasizm.
Częstym zarzutem ze strony muzułmanów był brak szacunku wobec nich. Tyle że niewiele takich skarg dało się słyszeć od pozostałych wspólnot etnicznych czy religijnych. Nie ulega wątpliwości, że każdy człowiek ma prawo być sprawiedliwie traktowany, a nie prześladowany czy obrażany. Ale ci, którzy narzekali na protekcjonalne traktowanie albo na gorsze przewinienia, domagali się czegoś więcej - czegoś, na co należało sobie zasłużyć własnymi osiągnięciami lub pracą na rzecz ogółu. Chociaż ich osiągnięcia często były słabe, a o jakimkolwiek wkładzie we wspólne dobro nie było mowy, i tak domagali się szacunku (lub przynajmniej posłuchu). Nie był to problem łatwy do rozwiązania.
Politycy w Ameryce i w Europie, chcąc uspokoić tych, którzy czuli się pokrzywdzeni, dokładali starań, aby w publicznych wystąpieniach dobitnie wskazywać na znaczenie oraz ponadczasowe wartości islamu. Podkreślali także nieoceniony wkład wnoszony przez pracowitych imigrantów. Politykom tym nie przyszłoby do głowy, żeby wygłaszać podobne wyrazy uznania w stosunku do chrześcijaństwa, judaizmu, buddyzmu czy jakiejkolwiek innej reli-gii. Naprawdę w to wierzyli, czy było to taqi'a - sztuka symulacji? Taqi'a może mieć absolutne uzasadnienie jako środek służący do uspokajania nastrojów w okresach wzburzonych emocji i niepokojów. Niezwykle rzadko jednak pozwala na osiągnięcie długotrwałej poprawy sytuacji.
W Wielkiej Brytanii niektórzy czołowi członkowie wspólnoty muzułmańskiej zostali uhonorowani tytułem szlacheckim za zasługi dla kraju, w krajach, w których nie obowiązuje brytyjski kodeks honoro-
77