można bowiem zaufać już starym schematom i opierać się na przyzwyczajeniach i nawykach. Jednostka ciągle zmuszona jest do dokonywania wyboru i podejmowania samodzielnych decyzji; ciągle „staje się”, rozwija lub — przeciwnie — demoralizuje.
Rogers ma więc rację, te pewna stałość struktury osobowości, zdobyta w dzieciństwie, musi zostać przerwy-ciężona, te rozwój zmierza w kierunku płynności i otwartości, że człowiek ciągle się ,/dopełnia” w interakcji z innymi. Idąc za myślą Dąbrowskiego, można śledzić różne poziomy integracji i dezintegracji, mając świadomość, ie sprzeczności i rozdarcia są nieuniknione na każdym etapie rozwoju, a przeżycia harmonii, jedności ze światem są jedynie krótkimi okresami ,.szczytowych doświadczeń” czy aktów twórczych, o których pisał Maslow.
Zdaniem obu psychoterapeutów, proces terapeutyczny trzeba prowadzić zgodnie z kierunkiem rozwoju osobowości, pomagając pacjentowi w przełamywaniu sztywności, odrzucaniu masek i fasady, odrzucaniu myśli, że należy być tylko takim, jakim chcieliby nas widzieć inni. Rogers zwłaszcza podkreśla, że pacjent musi starać się o uniezależnienie oceny samego siebie od prób dostosowywania się do innych, od lęku przed karą czy chęcią zdobycia nagrody. Ma on zaufanie do pozytywnego charakteru natury ludzkiej i sądzi, że cierpienia pacjentów wynikają z faktu, że odbierają oni fałszywe sygnały od samych siebie, a to prowadzi do zaburzenia komunikacji z innymi. Wiele błędów popełniają wychowawcy, którzy zmuszają wychowanka do konformizmu i proponują stereotypy, nie podkreślając procesu stawania się osobowości, lecz sugerując jej stałość i kompłementamcść.
Autor ten, podobnie jak Dollard i Miller, akcentuje związek psychoterapii z uświadamianiem pacjentom
ambiwalencji uczuć. Interpretując fałszywie własne reakcje emocjonalne, tłumiąc uczucia negatywne, nadają cni fałszywe sygnały, oszukują samych siebie, wmawiają sobie, że ich „natura’* jest zła. Pacjenci powinni zrozumieć, te takie przeciwstawne uczucia, jak miłość czy nienawiść, ból czy radość splatają się ze sobą i dopiero cały strumień uczuć jest charakterystyczny dla każdej indywidualności. Pacjent musi dokonać odkrycia, że natura jest dobra, uspołeczniona i Rogers słusznie podkreśla, ie zarówno poglądy religijne, jak i psychoanaliza tą wiarą odbierają, pod ich bowiem wpływem narasta lęk przed samym sobą, przed złem czy zwierzęcymi instynktami, które mogą nagle się ujawnić i nie da się nad nimi zapanować.
Każda niezgoda na wartości uznane i szanowane w społeczeństwie odczuwana jest jako sygnał odmienności, którą trzeba tłumaczyć i ukrywać w obawie przed potępieniem ludzkim i odtrąceniem.
Na podstawie własnych doświadczeń Rogers zapewnia, że można pacjentowi pomóc w odnalezieniu siebie, i uznaniu siebie za istotę wartościową, zdolną do kierowania sobą, zdolną do ustalania wartości i norm rzeczywiście odczuwanych i realizowanych. Pacjent wówczas utożsamia się ze swoim doświadczeniem, jednoczy ze swoim organizmem, rozumie, że istniał do tej pory tylko jako odpowiedź na wymagania innych, jako kopia wzorów, które mu narzucano. Powinien wiedzieć, że jest „niegotowy”, że jest istotą, która dągle się rozwija, powinien czerpać satysfakcję z poczucia własnego rozwoju i możliwości kierowania nim. Dopiero wówczas nauczy się demaskowania fałszywych komunikatów, płynących z nie uświadomionych motywów i zostanie przerwane błędne koło nieadekwatnej komunikacji z innymi.
Kratochvil stwierdza, że specyficzną cechą terapii
169