iilipftSiife eurypidejska_______
by Medea rzeczywiście była tragedią charakteru, to znaczy, jeśli znaleźlibyśmy w sztuce zachętę do tego, by obserwować, w jaki sposób Medea, kobieta obdarzona pewnym charakterem, sytuuje się w okolicznościach, w których tenże charakter staje się nieuchronnie przyczyną jej upadku, i gdyby Ajgeus miał zostać mimo wszystko wprowadzony, po to by ów upadek nastąpił, wówczas sztuka nie miałaby sensu. Równie bezsensowna byłaby sytuacja, w której Eteokles podchodzi do siódmej bramy tylko dlatego, że wojownik, który został już wybrany, złamał sobie nogę. U Eurypidesa nie wygląda to jednak w ten sposób. Przedstawia on nam koncepcję tragizmu, zgodnie z którą najcięższe doświadczenia sprowadzają namiętności i brak rozsądku stale zagrażające człowiekowi. Oznacza to, że między postacią a sytuacją nie zawiązuje się tragiczny splot; że sytuacja jest zaledwie tłem dla eksplodującego irracjonalizmu, kanałem, poprzez który on się wdziera. A zatem to nie sytuacja ma być przekonująca i nie ona ma rzucać światło. Nawet nie sama bohaterka jako osoba, lecz jej namiętność - właśnie namiętność, choćby miała przybierać najbardziej skrajne formy, z konieczności musi pełnić zasadniczą funkcję i musi być to namiętność typowa. Jeśli w tym sensie Medea jest prawdziwa, to nie da się powiedzieć, że jako postać nie jest prawdopodobna.
A zatem skoro sytuacja pełni jedynie funkcję tła, wobec tego łatwo znaleźć filozoficzne usprawiedliwienie dla Eurypidesa, który tak sytuację aranżuje, by w najbardziej wyrazistych barwach przedstawić swoje tezy o tragiczności. Sofokles nie mógłby powiedzieć, że „W imię urzeczywistnienia tragicznej kolizji między charakterem a okolicznościami przyjmiemy, że istotny wpływ na zmianę sytuacji ma coś nieoczekiwanego i oderwanego albo to, że mój bohater dokona czegoś wbrew swojemu charakterowi”. Eurypides jednak może powiedzieć, bynajmniej nie podkopując całego sensu: „Proszę mi wybaczyć; na drodze Medei pojawiła się przeszkoda. Pozwolę sobie ją usunąć; dzięki temu wyraźniej dostrzeżecie, co mam na myśli”. Pewne w każdym razie jest to, że Medea stanie się przyczyną jakiegoś nieszczęścia; zaś Ajgeus, no i Eurypides, jedynie umożliwia to, by Medea dotarła na skraj tego, co racjonalne.
Taki też, jak przy okazji wyszło na jaw, jest powód, dla którego Jazon może niezmiennie pozostawać nikczemnikiem, nie tracąc przy tym nic z dramatyzmu. Gdyby względem Medei zajmował taką pozycję, jak Kreon względem Antygony, pozycję, w której jego charakter fatalnie splatałby się z jej charakterem, byłby postacią nieprawdopodobną- tak skrajnie uformowany na nic by się nie przydał. Tymczasem dramaturg mógł czegoś dokazać jedynie dostatecznie upraszczając jego postać. I faktycznie, sam Jazon nie ma niczego dowodzić. Wprowadzony zostaje już jako nikczemnik i właśnie jako taki łatwo staje się częścią tła, a gdy postrzega się go jako postać dramatyczną, reprezentuje jedynie „dopuszczalne nieprawdopodobieństwo” i jako taki niewiele znaczy.
W istocie rzeczy Arystotelesowskie prawo mówi o dwóch odrębnych sprawach. Mianowicie o trafności argumentacji filozoficznej i artystycznym efekcie. „Irracjonalizm” Ajgeusa w najmniejszym stopniu nie wiąże się z pierwszą sprawą, niewątpliwie ma natomiast wpływ na artystyczny efekt. W późniejszych tragediach tego rodzaju wstawki (jak choćby Euadne i Ifis w Błagałni-
cach| nie naruszają w sposób aż tak oczywisty artystycznej jedności fabuły, ponieważ owa fabuła nie ma już charakteru organicznego, lecz - szczerze mówiąc - szkicowo-ilustracyjny. Tymczasem w Medei fabuła - na sposób tragedii średniej — całkowicie zależy od woli bohaterki i właśnie z tego czerpie swego rodzaju jedność i dzięki temu organicznie się rozrasta. W tej perspektywie Ajgeus, którego działania są zupełnie niezależne od woli Medei i od krytycznej sytuacji w Koryncie, postrzegany jest jako postać wadliwie zbudowana. Niemniej jednak, skoro nie jest to tragedia charakteru w sensie ścisłym, poczynania Eurypidesa, który uwalnia fabułę od zależności względem postaci, są logicznie usprawiedliwione. Może przeto, logicznie rzecz biorąc, sam sterować fabułą, bądź też dowolnie interweniować, po to by za pośrednictwem swych postaci ostatecznie urzeczywistnić swą myśl tragiczną. Nasza analiza, choć może nieco wyszukana, nie jest chybiona. O uchybienie natomiast łatwo w związku z Ajgeusem. Kłopot w tym, że Medea tak bardzo przypomina Edypa, zaś cała sztuka - tragedię średnią. Znajdujemy się wszak w przejściu między jednym typem tragedii a drugim.
Jeśli chodzi o zakończenie sztuki, oto co pisze Arystoteles:
W przedstawieniu charakterów należy również podobnie jak w układzie zdarzeń zabiegać zawsze o prawdopodobieństwo lub konieczność, to znacży, aby to, co mówi lub czyni określona postać, wynikało z prawdopodobieństwa lub konieczności i aby jedno i drugie następowało po sobie jako konieczne i prawdopodobne. Jasne więc, że rozwiązanie węzła dramatycznego fabuły musi wynikać z samego układu zdarzeń, a nie z interwencji boskiej [ano /i^fli^J.jak to ma miejsce w Medei [...].
[1454* 33-41]
Nie jest to zastrzeżenie względem rozwiązania typu Deus ex machina jako takiego, lecz względem takich jak w Medei jego zastosowań. Filokteta kończy Dews, jednak pojawienie się Heraklesa stanowi w pewnej mierze1 naturalną konsekwencję akcji - zapowiadają je czarodziejski hik i strzały, odgrywające w tej sztuce istotną rolę. W Medei nie ma takiego magicznego tła. Przeciwnie - niekiedy jest ono przejmująco prozaiczne. Przykładem - scena zażartej waśni rodzinnej, rozgrywająca się w scenerii codziennego życia—dzieci, piastunki, ciekawscy sąsiedzi, starcy gawędzący wokół źródła. Medea może sobie być wnuczką Heliosa, a mimo to jesteśmy świadkami codziennego życia i ani przez chwilę nie odnosimy wrażenia, że bogowie są w pobliżu. Medea w najzupełniej racjonalny sposób — i to ze szkodą dla sztuki - zapewnia sobie schronienie; dlaczego więc pod koniec sztuki ucieka w sposób nadprzyrodzony?
Można oczywiście odpowiedzieć, że Medea to barbarzyńska księżniczka i czarodziejka; że pochodzi od Heliosa i że znajduje się w posiadaniu czarodziejskich mocy, czy też — by rzecz uściślić - tnicizn. kompletnie nie znanych zwykłym kobietom. W tej perspektywie jej cudowna ucieczka tak wielkiego zaskoczenia w nas nie wzbudza, a w każdym razie mniejsze, niż gdyby czaro-
Nie jest to oczywiście wyczeipujące wyjaśnienie, zob. s. 283 i nasi.