odziedziczone po dziesiątkach pokoleń, co życie spędzały na siodle. U żadnego artysty jego czasów nie znajdziemy tyle subtelnych odcieni kształtu, ruchu i temperamentu konia. Tu arab stępa kroczy pod Be-duinem na stalowo sprężystych nogach, któremi jak w tańcu przebiera,—tam spokojny mierzynek chłopski, flegmatyczny jak krowa, specjalnie wybrany dla młodego panicza,—owdzie—wybrakowane, sponiewierane przez życie szkapy, zaprzężone do omnibusu z wysiłkiem cofają wehikuł, aż im chomąta ku łbom się nasunęły. Gdzie indziej bachmaty tatarskie, rosłe angliki o charcich kształtach, srogie ciężkie meklemburgi, kuce szkockie, cuganty powozowe i t. d. I to nigdy w oderwaniu—zawsze w przeżyciach. Arcydziełem np. jest biały koń w „Przejściu Lisowczyków przez Ren' — chory i okulawiony... W zdumiewający sposób umiał Kossak określić rasę konia, jego wiek, płeć, usposobienie i t. d. W jego „Stadninach" masy koni poruszają się z wielką swobodą, prawdą układu i rozmaitością ruchu.
Nietylko konie. — W polowaniu na lisa dwa charty przed chwilą puszczone — każdy na inny sposób ruszają na zwierza. Jeden ma chwilę wahania i bada sytuację oczami i uszami... drugi ma już plan i z łbem pochylonym chyłkiem leci naprzełaj... W lipcu — z „Roku myśliwca" spłoszone dziki sadzą w zboże szalonemi susami, aby w skoku zerknąć i pomiarkować, skąd grozi niebezpieczeństwo. Jeden — postrzelony — wali się w biegu...
Do tego dziwna łatwość i prostota kompozycyj. Niektóre oczywiście są konwencjonalne w układzie — rzecz nieunikniona przy ta-kiem mnóstwie prac. Są jednak między niemi arcydzieła prostoty. Na jednym obrazie — szereg tęgich fornalskich szkap ciągnie brony. Ztyłu widziane tworzą nieporównaną grupę, pełną prawdy w układzie — i życia. Żywe są nietylko konie — ale i brony — każda na inny sposób pochylona — poruszają się jak fale wody...
I ludzie Kossaka dalecy są od szablonu. Obok bohaterów z pod Kirchholmu czy Wiednia, widzimy zgoła inny typ bohaterów, biorących Samosierrę, — a wreszcie — obok nich całkiem zwykłych ludzi: żołnierzy, chłopów, ekonomów, woźniców warszawskich — całą bogatą galerję bardzo polskich, bardzo odczutych typów. Najlepszą miarę pojmowania człowieka stanowią jego niewielkie szkicowe portrety. Do czasów Kossaka nie znano u nas równie silnej charakterystyki postaci ludzkiej.
Słabą stroną tego artysty jest barwa. Kossak nie był kolorystą, nie stawiał sobie żadnych zadań w zakresie barwy. Koloryt jego obrazów jest wypłowiały, nikły, konwencjonalny.
88