samym największy dowód swego geniuszu. Jednak wynik tej genialności przejawia się nie tyle w nowo wynalezionych, rzucających się w oczy formach działania, ile w szczęśliwym końcowym wyniku całości. Raczej podziwiać tu powinniśmy rzetelną trafność zwykłych założeń i niehalaśli-wą harmonię całego działania, a wszystko to przejawia się dopiero w wyniku końcowym.
Badacz, który nie umie z owej harmonii wyśledzić tego wyniku końcowego, łatwo szuka genialności tam, gdzie jej nie ma i być nie może.
Środki i formy, którymi posługuje się strategia, są w istocie tak dalece proste, tak znane dzięki ich stałemu powtarzaniu się, że zdrowemu rozsądkowi ludzkiemu śmieszne się tylko może wydać, gdy słyszy, z jaką przesadną emfazą krytyka stale o nich powtarza. Tysiąc razy stosowane obejście bywa wychwalane tu jako rys błyskotliwej genialności, tam znowu jako dowód głębokiej wnikliwości czy nawet nader wszechstronnej wiedzy. Czyż mogą być bardziej niesmaczne dziwactwa w całym świecie pisarskim?
Jeszcze śmieszniejsze się wyda, gdy się pomyśli, że właśnie ta sama krytyka stosownie do najbardziej pospolitych mniemań wyklucza w teorii wszelkie wielkości moralne i stara się uwzględniać wyłącznie czynniki materialne, tak że wszystko ogranicza się do paru matematycznych zależności równowagi i przewagi, czasu i przestrzeni oraz do paru kątów i linii. Gdyby tym tylko była teoria, to z tej nędzy dałoby się sklecić zaledwie jedno jakieś naukowe zadanie dla uczniaka.
Przyznajmy jednak: o naukowych formach i zadaniach nie ma tu mowy; powiązania rzeczy materialnych są wszystkie nader proste, natomiast trudniejsze jest ujęcie sił duchowych wchodzących tu w grę. Tutaj również powikłań duchowych i większych różnic w wielkościach i ich zależnościach należy doszukiwać się tylko w najwyższych regionach strategii, tj. tam, gdzie graniczy ona z polityką i sztuką rządzenia państwem, czyli raczej sama staje się tym obojgiem. Jednakowoż nawet i tam mają one, jak to już rzekliśmy, wpływ raczej na kwestie Jak wiele” i Jak mało” niż na formę wykonania. Gdzie zaś forma przeważa, jak się to dzieje w poszczególnych wielkich i małych zdarzeniach wojny, tam czynniki duchowe sprowadzają się do bardzo niewielkiej liczby.
W strategii jest zatem wszystko proste, ale nie jest jeszcze przez to samo zbyt łatwe. Jeśli warunki danego państwa określają, co wojna powinna zdziałać, a czego może dokonać, to drogę do tego znaleźć łatwo; ale aby drogi tej trzymać się niezachwianie i przeprowadzić plan, nie dając się odwieść od niego tysiąckrotnie przez tysiące powodów, trzeba poza wielką siłą charakteru posiadać wielką jasność i pewność umysłu. Spośród tysiąca ludzi, którzy mogą wybić się czy to dzięki swemu duchowi, czy bystrości umysłu, czy też znowu dzięki odwadze lub sile woli, czasem ani jeden nie skupi w sobie tych wszystkich właściwości, które by go jako wodza wyniosły ponad mierność.
Dziwnie to brzmi, a jednak pewne jest dla wszystkich, którzy znają wojnę pod tym względem, że dla ważnej decyzji trzeba w strategii znacznie więcej sity woli niż w taktyce. W tej ostatniej moment porywa do tego stopnia, że działający czuje się jakby uniesiony prądem, przeciw któremu walczyć nie może bez wywołania jak najbardziej zgubnych skutków, pokonywa tedy w sobie powstające wątpliwości i kroczy odważnie dalej. W strategii, gdzie wszystko odbywa się o wiele powolniej, również wątpliwości, własne i cudze, wpływy i rozważania, a zatem i niewczesne żale — mają o wiele więcej pola do działania; ponieważ zaś w strategii nie widzi się stanu rzeczy, tak jak w taktyce, choćby w połowie własnymi oczami, lecz wszystko trzeba odgadywać i przypuszczać, zatem i przekonanie nie jest tak mocne. Skutkiem tego większość generałów grzęźnie w błędnych wątpliwościach tam, gdzie powinni działać.
Rzućmy teraz okiem na historię; na kampanię Fryderyka Wielkiego z roku 1760, sławną z pięknych marszów i manewrów, prawdziwe arcydzieło strategicznego kunsztu, jak głosi krytyka. Czyż mamy podziwiać, że król chciał obejść to prawe skrzydło Dauna, to lewe, to znów prawe itd.? Czy w tym mamy widzieć głęboką mądrość? Nie, nie możemy tak mniemać, jeśli chcemy rozumować prosto i niewymuszenie. Przeciwnie, musimy tu przede wszystkim podziwiać mądrość króla, który dążąc małymi siłami do wielkiego celu, nie przedsięwziął nic, co by tym siłom nie odpowiadało, a właśnie tyle, aby osiągnąć swój cel. Ta mądrość wodza widnieje nie tylko w tej kampanii, lecz rozciąga się na wszystkie trzy wojny wielkiego króla.
Celem jego było doprowadzenie Śląska do pewnej przystani dobrze zagwarantowanego pokoju.
Na czele małego państwa, które przeważnie podobne było do pozostałych, a wyróżniało się spośród nich tylko pewnymi gałęziami swej administracji, nie mógł on być Aleksandrem, a postępując jak Karol XII, rozbiłby sobie głowę podobnie jak tamten. Toteż w całym jego prowadzeniu wojny dostrzegamy tę powściągliwą siłę, która zawsze utrzymuje się w równowadze, nie pozwala sobie nigdy na nieodpowiedni nacisk, ale w chwili wielkiej potrzeby podnosi się na wyżyny godne podziwu, aby w następnej zaraz znowu zachowywać się spokojnie, podporządkowując się grze najmniejszych nawet falowań politycznych. Ani próżność, ani duma, ani chęć zemsty nie mogą go zawrócić z tej drogi i właśnie ta droga doprowadziła go do szczęśliwego wyniku walki.
Tych kilka słów nie może należycie ocenić tej strony działalności wielkiego wodza. Dopiero przyjrzawszy się sumiennie dziwnemu wynikowi tej walki i zbadawszy przyczyny, jakie go spowodowały, nabieramy przeświadczenia, że tylko przenikliwy wzrok króla przeprowadził go szczęśliwie przez te wszystkie rafy.
Jest to jedna cecha, którą podziwiamy u tego wielkiego wodza zarówno w kampanii 1760 roku, jak i wszystkich innych; w tej jednak przede
125