wszystkiego, czego ‘się dokonało zbiorowym1 wysiłkiem działań instrumentalnych — dającej o sobie od czasu do czasu znać zwłaszcza w buntach młodzieży na Zachodzie, a także w wyczynach chuliganów.
Możemy teraz zrozumieć tezę zawartą w podtytule książki Huizingi: Zabawa jako źródło kultury. Mówiliśmy niejednokrotnie, iż kultura w węższym znaczeniu powstaje jako specyficznie ludzki sposób regulowania naszych związków ze światem naruszonych przez kulturę w szerszym znaczeniu, przez kulturę pojmowaną antropologicznie. Mamy tu nowy aspekt tej sprawy. Dzięki kulturze szeroko pojmowanej zdolni jesteśmy do kumulowania doświadczeń przeszłości i wyznaczania sobie celów przyszłych. Jesteśmy też zdolni do przekraczania granic teraźniejszości, nasze „tu i teraz” nam nie wystarcza, rzeczywistość kreowana zbiorowym wysiłkiem społeczeństwa przekracza daną nam ontologicznie rzeczywistość naszej teraźniejszości. Działania ludzkie, wykraczają poza biologiczny determinizm. Prowadzi to jednak często do zatraty w poczuciu jednostki całej jej teraźniejszości. Kultura w węższym tego słowa znaczeniu przywraca ją nam wyłączając nas ze świata czasu linearnego i włączając w świat życia chwilą lub w czas mityczny. Huizinga określa to jako „zabawę”.
.Podobnym zagadnieniem są tak zwane kłopoty. Stanowią one elementarne, najbardziej pospolite poszukiwanie owej faktury bytu. Dla przeciętnego śmiertelnika marzenia o wyprawie w dżunglę afrykańską lub w Himalaje są zbyt odległe i mało realne, natomiast zawsze pod ręką jest wachlarz istniejących w świecie ludzkim kłopotów, pó które można sięgnąć. W powiedzeniu, iż człowiek nie może żyć bez kłopotów, kryje się istotna prawda. W świecie działań instrumentalnych zakończenie wszelkich dzia-
wypądzone na gumno cienie krów i koni, zaspane psy, płot, kamienie... Wybiegiem na próg 1 z radością patrzyłem- na po-żar, bo zobaczyłem, że świat istnieję.** {Wielkie miasto Białystok, Warszawa 1973, s. 30.) • * łań sprawiających kłopoty, czyli działań absorbujących, rodzi pustkę wewnętrzną nie do zniesienia. Człowiek automatycznie rozgląda się za nowymi kłopotami, które by ratowały go przed ową pustką: zdradza żonę, obraża przyjaciół, wdaje się w plotki, „rozróby”, w zwalczanie kogoś, w popieranie kogoś; w zakładach pracy na tym tle nieustannie rodzą się kliki i koterie, w domu kłótnie i dramaty. Jest jednak istotna różnica między kłopotami, jakie sprawia nam przygotowanie się i uczestnictwo w spływie kajakowym Biebrzą czy Dunajcem, a kłopotami związanymi z budową domku czy awanturą z szefem. Zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku działanie mogło być podjęte z instynktownej potrzeby robienia czegoś, jak to się mówi — „z nudów” lub też z instynktownego, nie uświadamianego lęku przed tą nudą. i z chęci jej przeciwdziałania. W pierwszym jednak wypadku, czyli w wypadku owego spływu, wiemy, o co chodzi, i całe przedsięwzięcie traktujemy autotelicznie — robimy to dla zabawy, dla odpoczynku, dla relaksu. W drugim wypadku nie zdajemy sobie sprawy z antropologicznej funkcji kłopotów, z ich „zbawiennej” w naszym' życiu roli, przeklinamy je, narzekamy na nie, marzymy, by jak najszybciej ich się pozbyć, czasem zastanawiamy się filozoficznie — dlaczego człowiek nie może żyć bez kłopotów. Ich antropologiczna funkcja ujawnia się w momencie zakończenia sprawy. Ogarnia wówczas zwycięzcę stan nagłej depresji, którą psychiatrzy zwą „depresją szczytu”, a Kępiński nazywa to „depresją wiechy”, jako że w klinice psychiatrycznej, którą kierował, leczyli się na nią przeważnie ci, którym po latach trudów i wyrzeczeń udało się wreszcie wybudować upragniony domek1. Mimo swej in-strumentalności działania absorbujące, czyli sprawiające nam kłopoty, są w stanie w jakimś stopniu przywrócić nam „wiarę w istnienie świata”, zderzają
* A. Kępiński: Melancholia, Warszawa 1974, s. 68.
209
H — Żywioł i forma