całkiem „nagi” bez owej przedmiotowej konkretyzacji. Jest nią pieniądz, a zwłaszcza konto bankowe, będące czystą cyfrą, „bytem idealnym”, posiadającym jednak szczególny wpływ na ludzkie zachowania, satysfakcje i poczucie miejsca w świecie.
8. CZAS MITYCZNY
Poczucie czasu stacjonarnego, które osiągamy w kontakcie z wytworami kultury, ze światem wartości, a zwłaszcza z dziełami sztuki, zostało szczegółowo przeanalizowane przez fenomenologów rełigii, przede wszystkim przez Eliadego, jako przejaw świadomości mitycznej widzącej aktualną rzeczywistość rytuału jako aktualizację odwiecznego mitu. Toteż takie poczucie czasu zręczniej będzie nazywać „czasem mitycznym” — świadomość mityczna bowiem jest szczególnie jaskrawym jego przykładem. Nie ma sensu powtarzać tego, co już mówiliśmy w drugim rozdziale pracy o świadomości mitycznej w kulturze ludowej, o powtarzających się w rocznych odstępach obrzędach będących realizacją zawartych w micie przekazów, identyfikacją z rzeczywistością mityczną. Świadomość przemijania jest tu uwarunkowana indywidualnym doświadczeniem życiowym, to, co społeczne, wydaje się być trwałe i niezmienne. Przejście dd historii, czyli do idei narodu jako wspólnoty historycznej, jest, jak wiemy, przejściem do świadomości czasu społecznego. Ale tu pomimo świadomości przemijania mamy wrażenie, iż coś, co najważniejsze i najistotniejsze — idea narodu, zawarta w dokonaniach przywódców, w dziejach wielkich bitew, w dziełach artystów — trwa nadal i możemy się z tym identyfikować przezwyciężając w ten sposób przemijanie.1
Kontakt z dziełami sztuki — zwłaszcza zaś odbiór
sztuki ze świadomością formy — wprowadza nas w świat wartości nie przemijających, ponadczasowych, istniejących w sposób idealny poza przestrzenno-cza-sową konkretyzacją.
Analogiczne do świadomości mitycznej doświadczenie identyczności momentu teraźniejszego z jakimś momentem w przeszłości przeżywamy nieraz w naszym życiu indywidualnym. Byle pretekst — znana od dzieciństwa melodia, charakterystyczny krajobraz, rechot żab na łąkach, zapach księżycowej nocy i Bóg wie co jeszcze — może wywołać z dna pamięci poczucie, że wszystko to już było, odtworzyć całe dzieciństwo, przywołać nieomal z naocznością czas miniony. Towarzyszy temu z reguły wielkie wzruszenie i dziwne uczucie, iż to, właśnie to, jest tym czymś najważniejszym, esencją naszego życia, że wszystko inne, ogrom czasu, jaki upłynął między tym zdarzeniem z przeszłości a chwilą teraźniejszą, jest ułudą, niebytem, czymś nieistotnym, co spłynęło i czego nie ma, czego nie warto ani żałować, ni pamiętać, a trwałe i jedyne jest właśnie to pole, ten rechot żab, ta noc pachnąca rosą czy melodia prymitywnego muzykanta, która wzruszenie to wywołała.
Mamy w kulturze europejskiej imponujący dokument takiego przeżycia. Jest nim dzieło Prousta. Proust doznaje nagłego olśnienia, po którym odnajduje sens własnego życia. Sądzi on, że inni też mogą go odnaleźć tą samą drogą, to znaczy poprzez sztukę. Pisze on:
„Jedyne życie, życie w końcu odkryte i wyjaśnione, jedyne więc życie rzeczywiście przeżyte — to literatura; owo życie, które w pewnym sensie gości bez przerwy zarówno w każdym człowieku, jak w artyście. Ale nie widzą go, gdyż nie próbują go wyjaśnić. Toteż ich przeszłość jest zawalona nieprzebraną liczbą klisz, które leżą bezużytecznie, gdyż inteligencja ich nie «wy wołała*.”2 .
191
Por. M. Eliade: Sacrum, mit, historia. Warszawa 1970.
Op. cf.t., t. VII, Czas odnaleziony, s. 275.